W świecie przedstawionym filmów z serii: „Diuna” (sagi w reżyserii Denisa Villeneuva) występują różne intrygi, mamy tam do czynienia z wszechobecnym złem. Takim wcieleniem, uosobieniem zła, nikczemności okazuje się baron Vladimir - głowa rodu Harkonnenów. Tak samo złymi, negatywnymi postaciami są i inni Harkonnenowie, należący do familii Vladimira, zatem Rabban oraz bohater, którego ja pragnę tu poddać charakterystyce: Feyd-Rautha Harkonnen [czytamy: Fejd Routa Harkonnen]. Oto całościowy portret filmowego Feyda-Rauthy Harkonnena, a zatem zarówno jego charakter, jak i wygląd, chcę tu ukazać. A charakter danego człowieka obrazują często tyczące się go działania, zdarzenia, interakcje, doświadczenia, dlatego bezsprzecznie będzie należało odpowiednie informacje, fakty, dotyczące brutalnego nabarona, tutaj przytoczyć. Uznaję to za niezbędne.
Będący przedmiotem tejże charakterystyki młody, pozbawiony brwi i włosów na głowie, czyli łysy mężczyzna, który umiał doskonale walczyć nożami, był bratankiem Vladimira Harkonnena oraz młodszym bratem Rabbana. Był to nabaron, zatem ktoś zajmujący wysoką społeczną pozycję w drabinie społecznej.
Wyróżniał się Feyd-Rautha szczupłością, wysportowaniem. Wyglądał na przystojnego oraz męskiego. Jego buzia prezentowała się jako chłopięca, ładna, aczkolwiek nie budziła zupełnie zaufania. Już lodowate, zimne i przenikliwe oczy, spojrzenie Feyd-Rauthy, jego dzika, demoniczna stosowana mowa niewerbalna potrafiły łatwo, skutecznie zniechęcić potencjalnych komunikacyjnych adresatów do jakże porywczego, brutalnego oraz jadowitego łajdaka. Feyd-Rautha posiadał zgrabne uszy, zgrabny nos, miał on ładne, kształtne usta. Młodzieniec poruszał się z wdziękiem, z gracją, chociaż swoimi ruchami, jak również postawami cielesnymi przypominał jakiegoś odrażającego potwora, wydobytego jakby z mrocznych otchłani stanowczo nieprzyjemnego koszmaru. Już w dość młodym wieku niegodziwiec, zdaje się, osiągnął pełnię swego sadyzmu.
Jako organizm, Feyd-Rautha dorastał w obrzydliwym środowisku, szkodliwym wychowawczo, które ukształtowało w młodzieńcu okrutne, nikczemne, sadystyczne usposobienie. Za rodzinną planetę Harkonnenów figurowało Giedi Prime - krajobraz owej planety stanowił czarno-biały, brakowało tam bogatej, standardowej palety kolorów. Brak kolorystyki, czarno-biała opozycja wpłynąć prawo miała poniekąd na samo postrzeganie postaci Feyda-Rauthy.
A może gdyby na planecie pojawiły się kolory, to i ludziom, mieszkańcom żyłoby się tam milej, dostatniej? Może wówczas agresywności tak wielkiej i takiego okrucieństwa przemożnego nie uświadczano by na owym niebieskim ciele... I może zachowanie Feyda-Rauthy figurowałoby jako lepsze i bardziej stonowane?
Z drugiej jednakże strony organizmy biologiczne przystosowane są do życia w miejscach swych bytowań. Dla mieszkańców Giedi Prime niczym dziwnym okazywała się egzystencja w otoczeniu samych: czerni oraz bieli.
Lecz niewątpliwie symbolika czarno-biała, obecna w filmie, nasuwać ma prawo na myśl motywy dawne kinematograficznie, propagandowe filmy nazistowskie z pierwszej połowy XX wieku.
Przecież Feyd-Rautha kultywował bardzo brutalny kult siły oraz fizycznej potęgi. Postrzegał się on, ja myślę, za uprawnionego do pewnych okrutnych działań nadczłowieka. Wysokie żywił on o sobie mniemanie.
Niestety, na czarno-białym Giedi Prime panowała straszna atmosfera. Tam oto służący, niewolnicy byli traktowani przeokropnie. Ich życie się nie liczyło zupełnie. Chociażby baron Vladimir z powodu swej złości, której przyczyną były niepowodzenia związane z Arrakis, zabił dwie kobiety. A choćby Rabban zastosował przemoc fizyczną wobec jednego ze służących. Z kolei będąc na planecie Arrakis, w aeroplanie, Rabban skręcił kark członkowi załogi za to, że ten, zdezorientowany, zgubił pozycję wroga. Feyd-Rautha wydaje się jednak gorszy, bardziej sadystyczny, od zarówno Rabbana, jak i Vladimira. Między innymi Feyd-Rautha uśmiercił własną matkę, co wyraziście demonstruje zły charakter niegodziwca, brutala oraz rozpustnika.
Nabaron Feyd-Rautha nie szanował zupełnie innych person, nie odnosił się do służących z szacunkiem. Nie byłoby dla niego żadnym problemem, by nieoczekiwanie kogoś podległego mu uśmiercić. Persony nisko stojące w hierarchii społecznej Giedi Prime, osoby nisko urodzone, obawiać się musiały w otoczeniu Feyda-Rauthy przebywając, iż w każdej chwili, nagle, nieoczekiwanie zostaną zabite, że zostaną im poderżnięte gardła czy że zostaną zaszlachtowane. Feyd-Rautha był wielce okrutnym, pozbawionym serca sadystą oraz łajdakiem, który lubił inne persony upokarzać głęboko oraz je zabijać. Upokarzanie organizowane przez niego potrafiło sięgać najgorszego możliwego poziomu, czyli poziomu umierania.
Na swym bracie, Rabbanie, wymógł Feyd-Rautha, aby Rabban pocałował jego obutą stopę. Wcześniej zaś wobec Rabbana jego brat młodszy zastosował fizyczną przemoc, sprowadzając członka rodziny na podłogę. Feyd-Rautha czuł się usprawiedliwiony w tych działaniach, gdyż dotychczas Rabban bardzo źle sobie radził jako zarządca na Arrakis - Harkonnenowie tracili kolejne urządzenia, wehikuły, budynki magazynowe, a pozyskiwanie przyprawy (wszakże najcenniejszej substancji we Wszechświecie) szło niesprawnie, źle, nieskutecznie. Rdzenni mieszkańcy Arrakis, Freemeni, wraz z Paulem Atrydą, atakowali harkonneńską własność ustawicznie. Przez terytoria Arrakis przepływały jak potok buntownicze akty dywersji.
Kolosalnie wielką agresywnością i brakiem opanowania, brakiem wewnętrznego spokoju cechował się potworny, przerażający Feyd-Rautha. Nie chciałbym z takim osobnikiem przebywać w jednym pomieszczeniu.
Natomiast w scenie, gdy nabaron Feyd-Rautha malowany był przez służące kobiety na ciele, przyszedł do nikczemnika bojący się go służący płci męskiej - oto sługa przyniósł dwa nowe ostrza - noże. A na jaką one miały posłużyć okazję? Otóż wkrótce, niebawem miały się odbyć publiczne walki na arenie, podczas to których gladiator Feyd-Rautha triumfowałby niechybnie. W scenie tej pozbawiony włosów na głowie, blady na twarzy Feyd-Rautha wypróbowuje oręż, liżąc go językiem. Lęk, strach wzbudzić jest w możności takie wypróbowywanie broni. Po czym szybkim ruchem złoczyńca owy podrzyna gardło jednej ze służących kobiet. Drugą z kolei niewolnicę również uśmierca Feyd - zabijając kobietę szybkimi ciosami wypróbowywaną bronią w piersiową klatkę. Zaraz to Feyd-Rautha nazywa nóż trochę źle wyważonym, oznajmia on, iż czubek powinien być ostrzejszy. A wszyscy drżeli i się lękali Feyda-Rauthy! Inna służąca kobieta aż drżała, bo obawiała się po prostu o swoją egzystencję, o swoje życie! Tam niewolnicy w mgnieniu oka pozbawieni mogli być daru życia, to doprawdy okropne.
Kiedy natomiast Feyd-Rautha przedstawił plan poprowadzenia osobistego desantu na pustynny Arrakis, zirytowany, błyskawicznie zabił on sługę sztyletem, gdyż owy biedak, nieszczęśnik ośmielił się zasugerować młodzieńcowi zostanie, zatem nie opuszczanie bezpiecznego schronienia. Wtedy to, po prędkim zabiciu pracownika, Feyd-Rautha nakazał zanieść ciało zmarłego do kwatery swojej. Oznajmił wówczas, iż jego maleństwa są głodne, co sugeruje pewne zaangażowanie Feyda-Rauthy w perwersyjny kanibalizm.
Tak właśnie, bez serca, traktował innych ludzi pozbawiony dobroci oraz łagodności morderczy, socjopatyczny Feyd-Rautha. Brakowało mu dobra, życzliwości, współczucia, uprzejmości. Był on nikczemnikiem, socjopatą, zatem z przyjemnością i chętnie łamał on etyczne, moralne, społeczne normy. Za nic miał on życie drugiego człowieka, gdy ten człowiek był mu całkiem podległy. Uwielbiał się odnosić do innych ludzi okrutnie, takie traktowanie innych person przynosiło mu satysfakcję osobistą.
Feyd-Rautha był mężczyzną złym, niegodziwym, aroganckim, wyniosłym, bezczelnym, budzącym lęk, przykrym, gwałtownym, porywczym i wybuchowym. Jednocześnie zaś okazywał się nieuczynnym, egoistycznym, prostackim, wojowniczym, a także spostrzegawczym i czujnym łotrem, barbarzyńcą.
Wielebna matka Gaius Helen Mohiam - ważna członkini zakonu Bene Gesserit, rzekła do Irulany - córki imperatora, iż najmłodszy bratanek barona Vladimira, czyli właśnie Feyd-Rautha, odziedziczy Arrakis. A przynajmniej to uwzględnione zostało w wyprzedzających przyszłość planach. Słynęły najwyższe siostry Bene Gesserit z takich planowań futurystycznych. Toteż dla wielebnej matki opcją, możliwością był nie tylko przystojny, honorowy Paul Atryda, ale też i był opcją brutalny, okrutny Feyd-Rautha. A różnie los się toczy. Różne są jego koleje. Irulana powiedziała starszej wiekiem konwersatorce, że Feyd-Rautha to psychopata. Lecz to pozostawało absolutnie nieistotne dla wielebnej matki Gaius Helen Mohiam, ponieważ ona tylko brała pod uwagę, czy można sadystycznego młodzieńca kontrolować. Chciała ona to sprawdzić, zbadać dogłębnie. W tym więc celu na Giedi Prime posłana została członkini zakonu Bene Gesserit - lady [czytamy: lejdi] Margot Fenring.
Zatem jasno się uwidacznia, iż Feyd-Rautha był psychopatą oraz socjopatą. Zaś zdawał sobie z tego sprawę planujący, przewidujący różne sprawy, między innymi polityczne, tajemny zakon Bene Gesserit. Tutaj warto pamiętać, jak ważną rolę pełniła w świecie przedstawionym owa organizacja. Członkinie Bene Gesserit mogły za pomocą głosu zmuszać innych ludzi do robienia czegoś, do posłuszeństwa zatem. Zakon Bene Gesserit baczył na linie krwi, spoglądał on na sam ród Atrydów, do którego należał Paul, aż przez dziewięćdziesiąt pokoleń, jak mówi sama wielebna matka Mohiam; ród Atrydów był przez ten zakon nadzorowany, monitorowany. I to właśnie matka wielebna Gaius Helen Mohiam doradziła imperatorowi, czyli ojcu księżniczki Irulany, wymordowanie Atrydów, albowiem ich linia krwi, według Mohiam, powinna zostać poddana destrukcji, eksterminacji. Zakon Bene Gesserit pracował nad wielorakimi liniami krwi, co nasuwa na myśl prowadzenie pewnego doboru, pewnych hodowlanych aktów rozrodu, pewnych selekcji. Zimne, wyrachowane kalkulacje, logika chłodna absolutnie nie przejmowały się pojedynczymi ludzkimi żywotami...
Oto siostry Bene Gesserit, w tym lady Margot Fenring, przybyły na planetę Giedi Prime, aby zobaczyć Feyda-Rauthę, będącego dla wielebnej matki Mohiam możliwością, opcją godną określonych działań ingerujących. Lady Margot oznajmiła wtedy do swych sióstr zakonnych, iż owe walki są na pokaz, czyli że są ustawione. Choć to przecież doprawdy świetna przytrafiła się okazja, ażeby pooglądać sobie w akcji jakże bezbrzeżnie nieludzkiego sadystę. A było na co spoglądać... Perspektywa atrakcji przykuwała wzrok całego tłumu, głodnej wrażeń publiczności, gawiedzi. Obywatele Giedi Prime przybyli w obfitości...
Oto na arenie, gdzie duży tłum widzów się zebrał, Feyd-Rautha Harkonnen miał za zadanie zabić swych przeciwników - gladiatorów, zaskarbić sobie pewien ładunek chwały. Zaś tłum wszystko przecież widział. Tłum obserwował. Przeciwnicy, poza jednym wyjątkiem, zostali znarkotyzowani, czyli chemicznie osłabieni. A więc nie stanowili żadnego zagrożenia dla pozbawionego serca, młodego nabarona. Jeden jednak wojownik-gladiator miał walczyć bez narkotyku. Jakaż niespodzianka!
Uroczystość została zorganizowana dla spadkobiercy Arrakis w związku z jego urodzinami, wkroczeniem w etap pełnoletniości. Zaiste dziwny, nieadekwatny to sposób upamiętnienia, rozpoczęcia życia osobniczego, czyż nieprawda?
Zapobiegliwy i czujny Feyd-Rautha, walczący dla chwały oraz dla samego barona Vladimira, stojącego od młodzieńca wyżej w społecznej hierarchii Giedi Prime, posiadał podczas walk ze słabymi, znarkotyzowanymi ludźmi włączoną ochronną tarczę energetyczną. Nic zatem mu nie groziło. Nic kompletnie. Tarcza owa stanowiła techniczną zaporę przed bronią wręcz.
Pokazał wtedy Feyd-Rautha, że dobrze, świetnie umiał on walczyć bronią. Zręcznie, doskonale posługiwał się brutal zarówno dwoma nożami jednocześnie, jak i tylko jednym. Na arenie Feyd-Rautha pokazał swoje: dzikość, zwierzęcość oraz bezbrzeżną agresywność. Równocześnie zaś waleczność, siłę, fizyczną tężyznę.
Ale jeden wojownik nie był poddany znarkotyzowaniu. Stanowił niejako pewne wyzwanie dla zdenerwowanego tym faktem Feyda-Rauthy. A widząc, że dobrze walczy gladiator, Feyd-Rautha zdecydował się wyłączyć swą tarczę ochronną, co przypadło do gustu, zadowoliło barona Vladimira, jak też i spotkało się z aprobatą oglądającego, zezwierzęconego tłumu. Co za dreszcz emocji! Teraz walka stała się o niebo ciekawsza - bynajmniej dla barona i rzeszy innych zgromadzonych. Feyd-Rautha umiał doprawdy świetnie posługiwać się dwoma nożami jednocześnie, fenomenalnie walczył wręcz. Po krótkiej walce nastąpił jej koniec...
Gladiator Atryda zakończył swe życie, odszedł on z tego świata. Zaś chwilę przedtem, gdy śmierć wyciągnęła już po niego swe szpony bliskie, bezlitosny Feyd-Rautha powiedział do pokonanego, iż ten dobrze walczył. W tej oto chwili Feyd-Rautha zetknął się bliziutko z pokonanym przeciwnikiem - głowa przysunęła się do głowy. Nastąpiło przytulenie i dobicie wroga. Czy to świadczyło o pewnym honorze rycerskim u najmłodszego bratanka Vladimira? Moim zdaniem nie. Feyd-Rautha nie reprezentował wzoru osobowego rycerza, który to wzór osobowy tak był znany w epoce średniowiecza. To nie był człowiek honorowy ani dobry, ani odnoszący się z szacunkiem do innych, w tym zaś do dam. Kobiety postrzegał i traktował on jak seksualne obiekty.
Lecz jednak wtedy niebywale ciekawa styczność przestrzenna zaszła, którą warto nieco przybliżyć, gdyż to pojęcie socjologiczne nad wyraz fascynujące, według mnie. Styczność przestrzenna figuruje jako jeden z typów interakcji, kontaktów międzyludzkich. Różne styczności przestrzenne potrafią bohaterów zmieniać.
Jak już zostało oznajmione, w ostatniej fazie, na arenie, Feyd-Rautha zetknął się blisko z pokonanym wrogiem, przywarł swą głową blisko głowy przeciwnika. Zniewolonego Atrydę przytulił, ale też i dobił. Zaszła brutalna, okropna, negatywna przestrzenna styczność, którą obserwował tłum. Toteż dwie jednostki znajdowały się bardzo blisko siebie fizycznie, dzielił je bardzo niewielki dystans osobniczy. I wówczas można było z bardzo bliskiej odległości widzieć szczegóły anatomiczne twarzy. Umierający człowiek prezentował sobą określoną niewerbalną mowę. Pojawiały się symptomy końcowego cierpienia oraz umierania. Zaś Feyd-Rautha tym widokiem się napawał, pochłaniał, wypijał on widok umierającego człowieka.
Triumfujący na arenie bratanek Vladimira Harkonnena, jak i zarazem młodszy brat Rabbana, zrobił wrażenie na obserwatorce - lady Margot Fenring. Tłum ludzki z ekscytacji szalał. Podziwiano złego bohatera.
Wkrótce potem Feyd-Rautha przybył zdenerwowany do komnaty, w której gościł Vladimir, wyraził wtedy Feyd-Rautha gniew, zdenerwowanie wobec barona. Dlaczego? A to dlatego, że niewolnik nie otrzymał narkotyku. Podczas konwersacji z baronem rzekł Feyd-Rautha, że powinien teraz barona utopić. Wtedy to otyły baron Vladimir udobruchał swego bratanka, że oto posiada większy prezent dla organizmu płci męskiej - bogatą w przyprawę planetę Arrakis. I zapytał Feyd-Rautha, co z Rabbanem (dotychczasowym zarządcą pustynnego ciała niebieskiego), a na to baron odpowiedzi udzielił, że nie zdołał Rabban zabezpieczyć produkcji przyprawy, trafi zatem gdzie indziej. Oto Feyd-Rautha miał teraz poskromić Arrakis i uzyskać drogocenną substancję, a nawet baron rzekł, że uczyni młodzieńca imperatorem. Jakże daleko sięgały wyrażone ambitne plany Vladimira...
Potem, w jakimś mrocznym korytarzu Feyd-Rautha napotkał na nieznajomą kobietę, która z nim zaczęła flirtować. Odczuwająca pewien lęk przed nieobliczalnym sadystą nieznajoma przedstawiła się jako lady Margot Fenring (i w istocie nią była). Oto przybyła ona, jak stwierdziła, ażeby uczcić pełnoletniość interlokutora. A z kolei Feyd-Rautha powiedział, że nie wolno mu tu jej przebywać, zdziwił się on także, jak zdołała kobieta ominąć straże, wartowników. Co znamienne, Feyd-Rautha nie brał udziału w uroczystościach na jego cześć, nie brał on udziału w festynie. A prócz tego rozpoznał on w kobiecie wiedźmę z Bene Gesserit. Oto śnił o niej zeszłej nocy, jak możemy się dowiedzieć. Feyd okazał jasność umysłu swego oraz spostrzegawczość.
Nagle zdezorientowany mężczyzna znalazł się z Margot w miejscu, którego nie rozpoznawał. Feyd-Rautha uległ tej kobiecie, która nad nim zapanowała doszczętnie. Można tutaj pomyśleć, że uległ mężczyzna żądzy seksualnej, jednak przecież lady Margot Fenring używała swych tajemniczych mocy oddziaływania, o czym nie należy zapominać. Już i tak okrutny, perwersyjny, produkujący spermę w swym rozrodczym organie samiec poddany został magicznej mowie. Oto więc pewne naturalne predyspozycje, odruchy, postawy erotyczne mogły się tylko nasilić, ulec spotęgowaniu.
Potem bohaterka, Margot Fenring, w rozmowie z wielebną matką Mohiam i córką imperatora Irulaną, podzieliła się swą wiedzą uzyskaną, wiedzą o osobniku, swymi spostrzeżeniami na temat odwiedzonego przez nią okrutnika. A więc Margot oznajmiła przy wtajemniczonych w reguły zakonu Bene Gesserit personach, iż Feyd-Rautha to okrutny socjopata, nader inteligentny, iż to człowiek zawzięty, nadto przez honor silnie motywowany - lecz z tym ostatnim ciężko się zgodzić, moim osobistym zdaniem Feyda honor raczej nie motywował. Prócz tego wyjawiła Margot, iż Feyda-Rauthę pociąga ból, on lubi cierpieć. Wtedy wielebna matka Mohiam zapytała wprost, czy da się go pozyskać. I Margot odpowiedziała, że jego słabością jest seks. Oto można rzeczonego samca kontrolować. W dodatku linia krwi zabezpieczona została. Margot podała płeć dziecka w swym łonie - to dziewczynka rozkwitająca, co przestrzegało wyrażonego życzenia. Czyli Margot zaszła w ciążę z Feydem-Rauthą. Feyd-Rautha został potraktowany niczym rozpłodowy byk.
Wielebna matka stwierdziła jasno - pożądanie i upokorzenie aktywują mężczyznę - Feyda-Rauthę. A skoro o tym uzyskano wiedzę, to można by tego zezwierzęconego łotra, potencjalnie, kontrolować, gdyby zarządzał, kierował on planetą Arrakis - takie były bynajmniej organizowane plany wielebnej matki Gaius Helen Mohiam.
Feyd-Rautha został w pewnym momencie akcji filmu ustanowiony zarządcą Arrakis, podczas uroczystej ceremonii. W scenie publicznej ustanowienia zarządcą Arrakis, Feyd-Rautha, po tym jak Vladimir go pocałował, pocałunek odwzajemnił. To zaś świadczy o śmiałości, o arogancji i o nieobliczalności postaci Feyda-Rauthy. Zdawał się on nie szanować ani odrobinkę swojego starszego członka rodziny. Naruszył on ceremoniał.
Niebawem, rankiem, Rabban zdziwił się, co w pewnym pomieszczeniu robił Feyd. Wówczas nowy, młody zarządca Arrakis zauważył, że jest wcześnie rano i spytał, co Rabban tu robi. Odpowiedział więc pytaniem na pytanie. Bardzo ciekawa strategia komunikacyjna. I nagle Feyd rzekł - pocałuj moje stopy, bracie - tak on powiedział do Rabbana. Następnie zaś Feyd Rabbana zaczął kopać, bić, sprowadził ofiarę na ziemię prędko. Wtedy bezceremonialnie podstawił ohydny but, do wielbienia, do adoracji. Rzekł tak: całuj albo giń. A więc Rabban nie miał w istocie wyboru. Pocałował bez większych ceregieli buta okrutnego Feyda, co młody dominator przyjął z zadowoleniem - Feyd stwierdził, że są kwita. I właśnie ta kuriozalna scena świetnie ilustruje charakter, usposobienie Feyda-Rauthy Harkonnena. Nie szanował on innych ludzi, także członków swego własnego wielkiego rodu. W jego rodzinie panowały przemoc i zła, pozbawiona ciepła atmosfera. Zorganizowany, niezależny, ambitny Feyd-Rautha okazywał się niejednokrotnie złośliwym, degradującym, poniżającym, bezczelnym, wyniosłym oraz aroganckim brutalem, gburem, okrutnikiem, sadystą.
Kiedy banda Feyda i sam Feyd-Rautha byli sobie na Arrakis, doszło do innego fascynującego zjawiska społecznego, godnego przytoczenia, bo to zjawisko zobrazuje świetnie charakter odpychającego sadysty.
Gdy brutalny młodzieniec przybył do jaskini, okazało się, że schwytano szpiega Freemenów. Oto pozbawiona lęku, odważna niewiasta freemeńska rzekomo jednym ostrzem zabiła aż dziewięciu ludzi Harkonnenom służących. Feyd-Rautha uważał za czystą przyjemność osobiście podpalić, spopielić żywcem tego jeńca płci żeńskiej. Uświadamia zaś to widzowi sadyzm wykwitający u tej filmowej postaci negatywnej. Feyd-Rautha był sadystą, zatem człowiekiem czerpiącym przyjemność, rozkosz z dręczenia, upokarzania, torturowania, uśmiercania innych person, istot myślących.
Od początku do końca filmu Feyd okazał się zły, okrutny, podły, bez serca, dlatego określić go warto jako bohatera statycznego. Termin ten to coś przeciwnego wobec pojęcia bohatera dynamicznego, który się zmienia w czasie, przeobraża jakoś, ewoluuje.
Lecz życie Feyda-Rauthy nie trwało długo. W stosunkowo młodym wieku został on zabity. Niegodziwiec otrzymał karę najwyższą, najgorszą, ponieważ śmierć to dla człowieka kres egzystencji. Śmierć to żałosny koniec.
Jak wiemy z przebiegu filmu, w wyniku konfrontacji z imperatorem Paul Atryda wezwał tegoż zapewne wycieńczonego wiekiem, żywotem władcę na pojedynek. Możliwe było wtedy nie osobiste walczenie, ale wystawienie powiernika. Powiernik miał walczyć za wystawiającego, w jego toteż imieniu. Na powiernika starszego wiekiem, nieenergicznego imperatora zgłosił się Feyd-Rautha - sam z siebie, takie wyraził młodzieniec życzenie. I zgodził się na to tata Irulany. Feyd-Rautha jednak rzekł, że potrzebuje ostrza. Od razu imperator odparł, że da mu ostrze swoje.
Gurney nazwał wtedy bydlęciem Feyda-Rauthę. Paul zaś rzekł do Feyda, że cieszy się, że w końcu go poznał i nazwał Feyda kuzynem (Paul po wypiciu substancji czerwiowej widział różne ścieżki w głowie, różne możliwe przyszłości, w tym zaś pojął w mig, że jego matka Jessica to córka Vladimira Harkonnena). Wówczas Feyd powiedział, że nie będzie pierwszym krewnym, którego zabił... To demonstruje jego zły charakter. Feyd bez najmniejszego problemu potrafił pozbawiać innych ludzi cennego życia. Słusznie, uważam, Gurney nazwał go bydlęciem. A jednak Paul Atryda zdecydował się osobiście walczyć z podłym łajdakiem...
Tutaj warto zważyć na wyraźny kontrast środowisk wychowawczych, w których wzrastali Paul oraz Feyd-Rautha. Środowisko rozwoju Paula było powiązane z przestrzeganiem norm, honorowego kodeksu, etosu, z przejawianiem honoru, respektowaniem wielorakich zasad społecznych, podczas gdy tak nie było zupełnie w przypadku środowiska wzrastania Feyda-Rauthy. W strasznym miejscu dojrzewał ów jadowity, bezczelny, wypaczony organizm. Lecz gdyby tylko chciał, gdyby wyraził wolę szczerą, Feyd-Rautha mógłby być dalece lepszym człowiekiem, aniżeli był. Dysponował wolną wolą.
Paul walczył z Feydem-Rauthą. I Feyd bardzo zranił Paula. Natomiast patrząc na Chani, spytał Paula Feyd: twoja maskotka?, i zapytał ironicznie, sarkastycznie, czy ma obdarzyć ją szczególnymi względami (zakomunikował więc swoisty eufemizm, nasuwający z drugiej strony na myśl pytanie retoryczne, na które nie wymaga się odpowiedzi od adresata kodu językowego). Ostatecznie, finalnie Paul zabił Feyda-Rauthę, a poległy w pojedynku przeciwnik rzekł przed śmiercią: dobrze walczyłeś, Atrydo.
Wówczas było mi smutno. Chciało mi się płakać. Tak młody człowiek po prostu umarł... Praktycznie całe życie rozpościerało się przed nim. Choć był niewątpliwie niegodziwy, okrutny, sadystyczny, pozbawiony serca, litości, to jednak było mi go ostatecznie kolosalnie smutno. Sądzę, iż końcowe, wypowiedziane przez sadystę słowa, były w stanie wzbudzić u widza litość, współczucie, a także smutek.
Może gdyby pojawił się w życiu Feyda-Rauthy jakiś mądry, inteligentny resocjalizator, pedagog, terapeuta wykształcony, i gdyby mógł ten specjalista oddziaływać korzystnie, pozytywnie na tegoż człowieka, to wówczas inaczej potoczyłyby się losy złego wstręciucha... Nawet i wobec niezmiernie niegodziwego człowieka można próbować wdrażać pozytywne oddziaływania. Takie optymistyczne nadzieje żywić to rzecz godna podziwu, ja mniemam.