piątek, 12 kwietnia 2024

Czy potomek magnata, Henryk Lubopolski, mógł zostać lubym Anieli Adamczewskiej? („1670”, reż. Kordian Kądziela) - Patryk Daniel Garkowski

  Kiedy oglądałem nowy polski serial komediowy: „1670”, to szczególnie moją uwagę przykuł nad wyraz ciekawy wątek dotyczący Henryka Lubopolskiego - niegodziwego, rozpuszczonego syna magnata. Wątek ten nader wyróżnia się na tle pozostałych, w serialu obecnych.
  W tym niedługim artykuliku pragnę zastanowić się, czy uśmiercony pod koniec odcinka siódmego Henryk Lubopolski mógł, gdyby nie tragiczne w skutkach zdarzenie, zostać lubym, narzeczonym, a potem mężem nowoczesnej i postępowej Anieli - córki szlachcica Jana Pawła Adamczewskiego oraz szlachcianki Zofii Adamczewskiej. W moim przekonaniu nie byłoby to zupełnie możliwe. Aniela bowiem nigdy nie chciałaby się związać z taką personą. Ona nigdy by nie została żoną jakże różniącego się od niej charakterem rozpustnika.
  Henryk Lubopolski to bohater epizodyczny, występujący, niestety, zaledwie tylko w jednym odcinku serialu, czyli w odcinku siódmym pt. „Polowanie” (to odcinek w reżyserii Kordiana Kądzieli). Doprawdy szkoda, że egzystencja tej postaci nie potrwała dalece dłużej, iż historia Henryka nie została dalej pociągnięta. Szkoda wielka, iż tak szybko przyszło tej postaci pożegnać się ze światem. Marny był los ogromnie intrygującego i niezwykłego mężczyzny.
  Studiujący we Francji Henryk Lubopolski podróżował sobie przez leśne ostępy polskie, Rzeczypospolitej Obojga Narodów, niedaleko wsi Adamczycha. 

 

Henryk Lubopolski pod żółtą karocą. Obok niego widzimy - od lewej Jana Pawła Adamczewskiego. Po prawej zaś stronie kadru spostrzegamy Bogdana.

  W miejscowym tym lesie napotykają Henryka, ubranego w pastelowe, kolorowe ubranie, główny bohater serialu - Jan Paweł Adamczewski oraz jego towarzysz w czasie spaceru, Bogdan.
  Oto Henryk Lubopolski miał właśnie wypadek na leśnym trakcie, gdy jechał gdzieś karocą, a dokąd dokładnie zmierzał, to nie wiadomo. Henryk rozbił się w lesie. A zatem trzeba było mu pomóc niezwłocznie, w trybie natychmiastowym.
  Prawdopodobnie poszkodowany zbiegał, on pewnie uciekał - jak się bowiem dowiadujemy z następnego odcinka, Henryk Lubopolski był poszukiwany, żywy bądź martwy, w związku ze sprawą zabicia jakiegoś szlachcica. Jakże poważna to sprawa! Czyżby więc niemiły syn magnata był rzeczywiście mordercą, kryminalistą przeokrutnym!? Nagroda za Henryka Lubopolskiego wynosiła aż 100 000 zł; oto prawy obywatel, który uprawniony byłby do jej otrzymania, miał się zgłosić do skarbca w Płocku, aby nagrodę otrzymać.

 

Przyjrzyjmy się z bliska niezwykłemu podróżnikowi. Henryk Lubopolski ubrany jest w złoto-różową szatę. Z kolei na głowie młodego mężczyzny widzimy jasnoniebieską perukę - są to sztuczne loki. Potomek magnata posiada przy sobie szablę - w świecie przedstawionym serialu atrybut ten okazuje się ważny, męski i wielce modny, figuruje tam szabla jako gustowny dodatek. Ponadto na palcu lubiącego żartować z prostych ludzi okrutnika dostrzegamy błyszczący sygnet. Henryk wygląda na zdezorientowanego, nie wiedzącego, co się właściwie stało, lecz z drugiej strony tak się prezentuje, jakby w niemałym stopniu był upojony alkoholem, którego wypicie najprawdopodobniej doprowadziło do wypadku, aczkolwiek na szczęście niegroźnego dla życia bogacza. Przecież Henrykowi nic się nie stało, nie zginął on przy wehikule.

  Zatem Henryk Lubopolski to poszukiwany przestępca. A taki ktoś raczej nie byłby dobrym, wspaniałym kandydatem na męża dla Anieli, nawet gdyby ta młoda kobieta, zabiegająca o ekologię feministka, go pokochała bezbrzeżnie, a przecież wiadomo, że wcale nie darzyła aroganckiego przybysza jakąkolwiek sympatią. Aniela nie pragnęła nawiązać głębokiej relacji romantycznej z dziedzicem prześwietnego rodu.
  Jednak ani Jan Paweł, ani Zofia, ani ich córka, nie wiedzieli, iż Henryk Lubopolski to poszukiwany kryminalista, nie zdawali sobie oni zupełnie sprawy z mrocznej przeszłości bogatego sadysty oraz bawidamka.
  Zależało Janowi Pawłowi i jego żonie Zofii na tym, aby ich córka Aniela miała za męża bajecznie bogatego magnata. A taki się właśnie trafił! Przecież ojciec Henryka należał do grupy najbogatszych obywateli kraju. Pozycja rodu Adamczewskich, małżeństwa majątek - to wszystko mogłoby ulec poprawie, gdyby ich córka miała za męża tak wspaniałą jednostkę, jaką wydawał się wtedy przystojny rozpustnik. Może Zofia i Jan Paweł weszliby do grona magnaterii i zamieszkaliby oni w przepięknym pałacu, dzięki małżeństwu Henryka z Anielą?   
  Tak się jednak nie stało. Plany zostały pokrzyżowane straszliwie, ukazując motyw marności ludzkiego losu. Nigdy nie wiadomo, co człowieka czeka. Śmierć może nadejść w każdej chwili, eliminując życiowe plany.
  Pozbawiony serca Henryk Lubopolski zostaje ugoszczony przez Jana Pawła Adamczewskiego i jego żonę. Wyznający sarmacki światopogląd Jan Paweł cieszy się, że może gościć tak dostojną osóbkę. Choć z drugiej strony Jan Paweł spostrzega, że Henryk nie jest zbytnio miły i uprzejmy.
  Posiadający na głowie fantazyjną, jasnoniebieską perukę potomek magnata nawiązuje kontakt z Adamczewskimi. Poznaje wtedy urodziwą Anielę, która przypada mu do gustu. Oziębłość, niedostępność Anieli tylko wzmacnia pożądanie, żar u Henryka, intryguje lubiącego alkohol oraz tabakę tajemniczego gościa, ubranego w bajkowo kolorowy strój. Henryk wydaje się przedstawiony nieco karykaturalnie, hiperbolicznie.
  Oto w czasie pobytu u Adamczewskich Henryk zażywa tabakę, pije alkohol. Tak bezpośrednie, bezwstydne zażywanie przez Henryka substancji, gdzie wszystko widzą między innymi dopiero co poznani Jan Paweł i Zofia nie stanowi kulturalnej i skromnej postawy. Henrykowi zdaje się być wszystko jedno. To dążący do rozrywek rozpustnik, sadysta, dla którego, niestety, zabawne byłoby nawet uśmiercenie drugiego człowieka.
  Arogancki bohater źle się zachowuje, wykazuje on brak kultury osobistej. Do gospodarza Henryk zwraca się spoufałym zdrobnieniem - Janie Pawełku, co ukazuje stosunek nadawcy kodu do odbiorcy komunikatów, ale i do innych ludzi także, demonstruje owe zdrobnienie brak szacunku Henryka, jego arogancję, chęć intensywnego zaznawania rozrywek przez potomka magnata, dążenie do zwalczania nudy zewsząd przytłaczającej, uciskającej.
  Z drugiej jednak strony poprzez zdrobnienie: Jan Pawełek lubiący ekscytujące zdarzenia Henryk mógł chcieć pokazać chęć zbratania się z przedstawicielem mniej majętnej szlachty, czyli średniej. W tym sensie zdrobnienie posiadałoby pozytywne znaczenie. Używanie zdrobnień może mieć na celu zacieśnianie więzi interpersonalnych oraz formowanie relacji braterskich.
  Ogółem zdrobnienie jako ciekawy środek stylistyczny pełni różne funkcje. Zdrobnienia wyrażają choćby sympatię do odbiorców, politowanie, współczucie, ale też mogą one wyrażać wzgardę, kpinę czy na przykład szyderstwo.
  W tym akurat przypadku zdrobnienie: Janie Pawełku wybrzmiewa negatywnie, źle się kojarzy, zwłaszcza jeśli się zważy na charakter, na usposobienie całej postaci Henryka. Użyte przez mężczyznę zdrobnienie demonstruje stosunek do gospodarza domostwa, do jego rodziny, to oznaka pokpiwania, jak i nieadekwatnego spoufalania się. Henryk, jako reprezentant magnaterii, zdaje się nie szanować goszczących go ludzi, kiedy używa takiego środka w stosunku do przedstawiciela średniej szlachty.
  Drogi Henryk nie znosi nudy. Uwielbia on, kiedy coś się dzieje. Głośno i dużo się on śmieje. Lubi upokarzać innych ludzi, nie tylko chłopstwo. Akty upokorzeniowe potrafi kierować w stronę także szlachty, co widać, kiedy pragnie, ażeby Jan Paweł, Andrzej i jego córki tańczyli przed nim - to dla nich po prostu poniżenie, istne upokorzenie musieć tańczyć na polecenie sadysty. Henryk wykorzystuje swoją zajmowaną pozycję społeczną do czynienia niegodziwości i zaznawania rozrywek. Zdaje on sobie sprawę, jak wielką i ważną stanowi postać.
  Rzeczony bohater negatywny na jednym z chłopów trzyma swe nogi, traktuje go zatem niczym zwykły mebel  podnóżek. Bardzo to źle świadczy o pochodzącej z rodu Lubopolskich młodej ekscelencji, polowania lubiącej.
  Nie można traktować innych ludzi jak meble! A skoro Henryk tak okrutnie, tak podle traktuje ludzi, to jakby traktował on Anielę, gdyby ta została jego żoną? Bardzo źle by się do tej niewiasty odnosił, to jasne jak słońce.

 


 


 


Na przedstawionym kadrze występuje kolosalnie ciekawy rodzaj perspektywy: perspektywa twarzowo-podeszwowa - zatem jednocześnie widać twarz aroganckiego, okrutnego Henryka, jak i jego podeszwy butów, to znaczy części obuwia, które dotykają podłoża. Oto syn magnata zachowuje się przeokropnie. Trzyma on nogi na jednym z chłopów. Biedny, podległy arogantowi człowiek został zrównany z meblem, zatem zreifikowany - urzeczowiony. Tak nie powinno się traktować innych ludzi, niezależnie od zajmowanej przez nich pozycji w społecznej drabinie. Kiedy człowiek ma na swoich plecach obrzydliwe nogi kogoś, to, w istocie, źle się z tym czuje - to paskudne, przykre upokorzenie. Henrykowi jednak dogadzano, ażeby zainteresował się on szlachcianką Anielą.

Tutaj także występuje wielce interesująca perspektywa podeszwowo-twarzowa. Dzięki zastosowaniu owej plastycznej perspektywy można jednocześnie widzieć buty okrutnika od strony podeszw, jak i jego arogancką twarz. Widok wydaje się wulgarny, brutalny.

  Brak szacunku, brak uprzejmości i kultury Henryk Lubopolski okazywałby z pewnością także Anieli, gdyby ta została jego żoną. Nad wyraz jasno zresztą Henryk komunikuje Maciejowi za pomocą zarówno mowy werbalnej, jak i niewerbalnej, jakby Anielę traktował... Henryk planował już sobie przeprowadzanie nauk małżeńskich w sypialni dla Anieli, co oznaczałoby biologiczne, dzikie akty kopulacyjne (nauki małżeńskie w sypialni to eufemizm, a więc językowy środek ułagadniający drastyczne obrazy, myśli, zjawiska).
  Toteż Henryk planował mieć za żonę Anielę, chciał zrealizować społeczny zamiar.
  Henryk prezentował niewłaściwe zachowania. Nie okazywał szacunku innym ludziom. Chociażby przy Macieju Henryk pierdnął i się z niego śmiał. Tak wulgarna emisja gazów świadczy o braku kultury osobistej.
  Wypytywał swojego tragarza, towarzysza na polowaniu o Anielę. Ciekawił się Henryk Anielą, kobieta intrygowała go. Oznacza to, że Henryk żywił plany małżeńskie względem podobającej się mu bohaterki.
  O ile początkowo pochodzący z Litwy pomocnik kowala Maciej wskazywał na mądrość, uczynność Anieli, to gdy tylko pojął, zrozumiał, że zwyrodnialec Henryk chce mieć Anielę za żonę, wówczas w innym świetle, negatywnym, próbował kobietę przedstawić złoczyńcy. To bardzo zresztą ciekawe zjawisko językowe, najpierw przedstawione są elementy charakterystyki pozytywnej, a zaraz potem negatywnej, co zresztą generuje drobny komizm językowy i komizm postaci.
  W serialu: „1670” występuje wiele komizmu, czyli mamy do czynienia ze śmiesznością, zabawnością. Oto występują trzy typy komizmu: komizm językowy, komizm sytuacyjny, a także komizm postaciowy.
  Z kolei barokowy motyw marności (vanitas) tym się w odcinku wyraża, że plany człowiecze mogą się nie powieść; na tak pełnym zagrożeń, podłym świecie ciężko cokolwiek sobie na przyszłość zaplanować.
  Zaraz to Maciej wskazał na głupotę Anieli, że nie ma ona podstawowej wiedzy matematycznej, iż ma płaskostopie i że jej brzydko pachnie z ust. Ale Henryk dobrze wiedział, iż Maciek próbował go jedynie zniechęcić, zauważył syn magnata, że Maciek kocha Anielę. W scenie rozmowy obydwu postaci uwidocznił się sadyzm Henryka - dowcipniś powiedział, że pomyśli o Macieju, gdy będzie kopulował z Anielą - chędorzył ją.
  Lecz sadyzm Henryka ujawnił się przede wszystkim w tym, że chciał, aby Maciej został powieszony. A za co takiego? Otóż Henryk celowo prowokował Macieja, ażeby ten zastosował wobec konwersatora przemoc.
  Nieprawidłowe akty komunikacji prowadzić potrafią do przemocy, do agresji fizycznej; choćby w dawnych czasach zdarzały się pojedynki o honor, o dobre imię. Zaś Henryk lubił dobrą zabawę, uwielbiał, gdy coś się działo, interakcja z Maciejem stanowiła prawdziwą okazję do sprowokowania reprezentanta chłopstwa.
  Tak też się stało - oto zdenerwowany, nie panujący nad emocjami Maciej mocno popchnął Henryka, tak że syn magnata się przewrócił. Wtedy to Henryk cieszył się, że coś się dzieje, że za ten czyn przemocowy agresor zawiśnie. Chłop nie mógł przecież ważyć się na dokonywanie agresji wobec persony z magnaterii.
  Zaczął Henryk biec przez las. Henryk śmiał się i biegł. Zmierzał w kierunku innych uczestników polowania.
  Nagle jakiś szmer w lesie słychać, coś się zbliża. Czy to jakiś zwierz krwiożerczy?! Dzik, łoś? Ależ nie, to człowiek! Rywalizujący ze sobą Jan Paweł i Andrzej przygotowują się do wystrzału. Oboje, ramię w ramię, konkurują ze sobą. Każdy z tych dwojga życzy sobie mieć za zięcia Henryka Lubopolskiego.

 


 


 

  Zaraz potem następuje okropna, makabryczna śmierć Henryka - otóż wybucha mu głowa od użycia palnej broni. Zatem Henryk zostaje zastrzelony. Jest to śmierć bezbrzeżnie dziwna, makabryczna, niczym z horroru. Aniela kwituje zdarzenie wulgaryzmem o kurwa, który to wulgaryzm oddaje makabrę i również to, że tak okropny zgon Henryka przyszedł zupełnie nieoczekiwanie, ekspresowo.  
  Odnosząc się jeszcze do kwestii językowych, warto pamiętać, że Henryk, gdy jeszcze żył, kiedy gościł w domu Jana Pawła Adamczewskiego, to użył konstrukcji: wielkie merci [czytaj: mersi] za pomoc. Zatem Henryk użył bardzo ciekawego wyrazu pochodzenia francuskiego - merci. To nie jest polski wyraz. To tak zwany romanizm albo też przykład galicyzmu. Makaronizm merci, wpleciony w wypowiedź w języku polskim, wyraził podziękowanie wobec gospodarza, który pomógł Henrykowi w związku z wypadkiem transportowym bogacza, a prócz tego makaronizm merci oddał koloryt francuski, związany z typem postaci, wskazał na erudycję, wykształcenie, koleje życia Henryka (studiował on przecież we Francji, choć nie był absolutnie pilnym, wzorowym uczniem, nie wiedział on nawet, czy trwają właśnie egzaminy, czy nie); ten makaronizm podkreślił ponadto odmienność Henryka względem sarmaty Jana Pawła Adamczewskiego i jego otoczenia, toteż służył wprowadzeniu kontrastu, między innymi charakterologicznego.
  Niestety pobyt we Francji nie pomógł Henrykowi w staniu się lepszym człowiekiem... Był to człowiek okrutny i bez serca, uzależniony był od substancji odurzających - od alkoholu oraz od złej tabaki. Nie zwykł zachowywać trzeźwości. Aniela uznała go za narkomana.
  Nawet jednak złe osoby zasługują na szansę, zasługują, by pozwolić im się poprawić. Henryk żył tak krótko... Szkoda mi go wielce.
  Ponieważ Henryk Lubopolski został uśmiercony, nie mógł zostać lubym, narzeczonym, a potem mężem Anieli Adamczewskiej. Nie było to możliwe zupełnie. Ale może jako mąż córki Jana Pawła, Henryk mógłby się pozytywnie zmienić? Nie wiadomo. Przedwczesna, nienaturalna śmierć przekreśliła ewentualną możliwość dokonania się dobrych, dynamicznych przemian w charakterze bohatera.
  Bohater, który się nie zmienia w trakcie akcji utworu, na przykład w ciągu filmu czy w toku postępującej akcji powieści, choćby historycznej albo przygodowej, nazywa się statycznym. Dlatego Henryk Lubopolski figuruje jako kreacja statyczna, a nie dynamiczna. Nawet nie miał on okazji na pozytywne przemiany w swym usposobieniu, gdyż żył tak krótko... W dodatku, to jedynie bohater epizodyczny, a zatem taki, który mało występuje w tworze artystycznym, pojawia się tylko na chwilę, po czym znika.
   Gdyby jednak arogant nie umarł, to może postępowa Aniela ostatecznie wyszłaby za Henryka za mąż, skoro jej rodzicom by na tym tak zależało? Ale raczej nie. Według mojego przekonania, w takim obrocie sprawy, Aniela uciekłaby z rodzinnej miejscowości, mając przed sobą perspektywę poślubienia tak niemiłego, sadystycznego człowieka. To wielce prawdopodobne, że by uciekła, a więc nie poślubiłaby Henryka, nawet gdyby ten jednak dalej żył, gdyby nie został zastrzelony w głowę podczas polowania.
  Mogłaby jednak Aniela rozważyć danie szansy Henrykowi... Gdyby poznała go, jeśliby nie unikała z nim interakcji społecznych, to może Henryk - skądinąd postać tragiczna - zmieniłby się w pozytywny sposób? Jednak Aniela trwała w swym uporze. Nie zechciała ona dać szansy młodemu Lubopolskiemu. Aniela okazała się zatwardziała w swej niechęci i niesympatyczna, odpychająca.
  A gdyby Aniela towarzyszyła Henrykowi na polowaniu, na czym mu przecież zależało, do strasznej tragedii by nie doszło...
  W ogóle, jej postać nie przypadła mi do gustu. Postać Anieli stanowi dla mnie straszną, a także obleśną.
  Partnerzy powinni dobierać się ze sobą w pary na zasadzie obopólnej zgody. To znaczy, że oboje powinni chcieć ze sobą być razem, w romantycznych konfiguracjach. W przeszłości jednak, jak i w obecnych czasach również, zdarzały się i występują nadal związki, związki małżeńskie inicjowane dla zysków społecznych, materialnych, organizowane pomiędzy przedstawicielami tej samej warstwy bądź klasy społecznej. W takich związkach i relacjach ludzie mogą czuć się bardzo nieszczęśliwi, smutni. Związki nieoparte na obopólnych zgodach partnerów nasuwają na myśl motyw marności, czyli motyw vanitas, jakże popularny w epoce estetyczno-literackiej baroku.
  Reasumując, Henryk Lubopolski absolutnie nie mógł zostać lubym, narzeczonym czy mężem Anieli Adamczewskiej. Uniemożliwiła to zasadnicza, determinująca okoliczność w postaci śmierci młodego magnata, we Francji studiującego. Nawet jednak gdyby Henryk dalej żył, to Aniela mogłaby nie zechcieć zostać żoną tak niemiłego, okrutnego człowieka, wielce prawdopodobne, że by przekonała do swych racji ojca oraz matkę. Bądź po prostu ona by uciekła z rodzinnych dóbr - w ramach protestu mezaliancyjnego. I, jak wiadomo, Aniela pokochała Macieja - chłopa z Litwy - w odcinku ósmym występuje scena pocałunku pomiędzy przedstawicielami jakże odmiennych sobie społecznych warstw.
  Bardzo mi szkoda Henryka Lubopolskiego. Szkoda, że w serialiku było go tak mało. To doprawdy fascynująca postać.

Czy potomek magnata, Henryk Lubopolski, mógł zostać lubym Anieli Adamczewskiej? („1670”, reż. Kordian Kądziela) - Patryk Daniel Garkowski

 

https://ebookpoint.pl/ksiazki/czy-potomek-magnata-henryk-lubopolski-mogl-zostac-lubym-anieli-adamczewskiej-1670-patryk-daniel-garkowski,s_01p2.htm

niedziela, 24 marca 2024

James hackuje syntetyzator jedzenia („Orville” reż. Seth MacFarlane) - Patryk Daniel Garkowski

  W świecie przedstawionym serialu „Orville” na tytułowym statku eksploracyjnym występują zaawansowane obiekty technicznej myśli - syntetyzatory żywności, syntetyzatory materii. Umożliwiają one błyskawiczne tworzenie, replikowanie oczekiwanych produktów. Chociażby tych niekoniecznie potrzebnych do przetrwania osobniczego...
  A dzięki pojawieniu się owych wynalazków na planecie Ziemi cywilizacja ludzka mogła się rozwinąć, wyewoluować społecznie. Ważna nad wyraz stała się wówczas reputacja zamiast pieniężnej waluty. Reputację można rozumieć jako osiągnięcia, jako poszanowanie, społeczne uznanie. Atuty te ważne są także na statku Orville'u. Choć załoga tamtejsza nie jest wcale krystaliczna i doskonała. To ludzie, którzy normalnie żyją.
  Tamtejsze, w serialu występujące, syntetyzatory żywności, materii bardzo pomagają załodze statku kosmicznego, którego wyprawy śledzimy w serialu science-fiction, posiadającym komediowe zabarwienie.
  Oto na krążowniku rzeczonym alkohol chętnie jest pity przez różne dorosłe persony, na przykład przez samego kapitana: Eda Mercera. Czy przez komandor - Kelly Grayson. Alkohol pije także choćby odpowiedzialna za ochronę porucznik - kosmitka: Alara Kitan. Tak więc alkohol - przez dorosłe jednostki - pity jest na statku chętnie. Tym samym rozumiemy, że na wehikule funkcjonują zwyczajne osoby, a nie jacyś herosi - idealni, wad, defektów pozbawieni. Panuje tam przyzwolenie na dokonywanie konsumpcji alkoholu.
  Warto zważyć, iż picie napojów alkoholowych przez osoby do tego uprawnione niesie zarówno zagrożenia, posiada wady, jak i cechuje się możliwymi zaletami. Ważniejsze są tutaj jednak zagrożenia, niekorzystne skutki, aniżeli korzyści, z czego należy zdawać sobie sprawę wyśmienicie.
  Co prawda, dzięki piciu alkoholu przez dorosłych członków i członkinie załogi atmosfera towarzyska może ulegać rozluźnieniu, a kontakty społeczne w możności są ulegać zacieśnianiu, pogłębianiu, poprawianiu. Zaś złość i smutki topione w alkoholu mogą zostać zmniejszone, zneutralizowane. Lecz z drugiej strony picie alkoholu przez pracowników odpowiedzialnych za kosmiczny statek stanowi skrajnie nieodpowiedzialną postawę. Nie powinny pić alkoholu persony odpowiedzialne za wehikuł kosztowny, uczestniczące w ekspedycjach kosmicznych. Zawsze może wystąpić jakieś nieoczekiwane zdarzenie, na przykład po pracy.
   Przecież załoga statku powinna być trzeźwa zupełnie - podczas wykonywania swych obowiązków ważnych, istotnych bezbrzeżnie, w czasie przebywania na krążowniku. Alkohol negatywnie i destrukcyjnie wpływa na układ nerwowy, jego wypicie może spowodować choćby transportowy, komunikacyjny wypadek. Szkodliwe może być picie alkoholu między innymi w relacjach z przedstawicielami nieludzkich gatunków inteligentnych, z którymi bohaterowie serialu „Orville” nierzadko się kontaktują, stykają; co logiczne, alkoholizm pełnoletnich organizmów ma prawo destrukcyjnie wpływać na kontakty i relacje dyplomatyczne.
   Jednak, mimo wszystko, na statku w serialu występującym dorośli załoganci mogą polecać syntetyzatorom ekspresowe wytwarzanie alkoholu. A maszyneria wytwarza sprawnie, szybko takie napoje dla form inteligentnych szkodliwe. Załoga sobie używa. Załoga sobie korzysta. A jakże.
  Oto każdy, uprawniony, dorosły członek personelu statku może bez problemu polecać, by syntetyzator materii wytworzył trunek, napój dowolny, wskazany, oznaczony. Napój taki może być nasycony alkoholem, naturalnie. A zatem techniczny sprzęt posłusznie wykonuje polecenia gastronomiczne sformułowane przez dorosłych załogantów. Jednak na wehikule kosmicznym mieszkają także dzieci, nastolatki. Oto dzieci członków, członkiń załogi muszą przecież gdzieś zamieszkiwać, bytować, muszą gdzieś być ulokowani. Toteż na futurystycznym wehikule egzystują nie tylko i wyłącznie persony pełnoletnie. 
 
Po lewej stronie kadru znajduje się James Duncan, po prawej zaś widzimy jego kolegę: Marcusa Finna. źródło zdjęcia: „Orville”, odcinek: „Ja'loja” 
 
  Młodzi ludzie, niedorośli, którzy jeszcze nie osiągnęli odpowiedniego wieku, nie mogą polecać maszynerii syntetyzowania, kreacji alkoholowych napojów. To zakazane. I słusznie w istocie.
  W odcinku pierwszym drugiego sezonu serialu „Orville” - mianowicie w odcinku o tytule: „Ja'loja” poznajemy nad wyraz niegrzecznego nastolatka, który się nazywa James Duncan. To młodzieniec uzdolniony informatycznie, lecz także niegodziwy, rozpieszczony, niesympatyczny, buntowniczy oraz gotowy zhackować system, byleby tylko osiągnąć dokładnie to, czego pragnie... A pragnie on wódki...
  Kolegą Jamesa (epizodycznego bohatera) jest Marcus Finn, który w serialu odgrywa większą rolę. To również jest nastolatek. Obaj ci chłopcy uczęszczają do tej samej klasy szkolnej, na statku funkcjonującej.  
  Marcus to syn lekarki pokładowej: Claire Finn. On przychodzi wraz z Jamesem do swojej mamy, ażeby zapytać, czy może iść wraz ze swoim drogim kolegą, Jamesem, do symulatora środowiskowego. 
 
Mama Marcusa poznaje jego kolegę - aroganckiego Jamesa. źródło zdjęcia: „Orville”, odcinek: „Ja'loja”

Wtedy to lekarka, mama Marcusa, poznaje chłopca. Wyraźnie nie mający ochoty na interakcje społeczne z mamą przyjaciela James stroi aroganckie, lekceważące miny. Na pytanie swojego syna doktor odpowiada, że jak chłopiec przyniesie odrobione, skończone lekcje, to może pozwoli mu iść do symulatora, może go puści tam. Wówczas James, słysząc komunikaty kobiety, nazywa Claire Finn wrzodem. To bardzo brzydkie określenie. Użyty przez młodego hackera wulgaryzm oddaje dobrze charakter nadawcy kodu. Młodzieniec nie okazuje uprzejmości, dobrych manier. On nie lubi kontaktów nieciekawiących go, nie przejawia kultury osobistej, nie szanuje osób starszych. Wielce możliwe, iż cierpi na poczucie znudzenia. Liczą się dla niego tylko jego własne potrzeby. A jedną z tych potrzeb okazuje się być uzyskanie alkoholu, jak najszybciej to tylko możliwe...
  Po pewnym czasie James, w towarzystwie swych dwóch kolegów, dokonuje zhackowania syntetyzatora żywności, tak aby ten był w możności zaserwować alkohol wysokoprocentowy. 
 
James próbuje sprawić, aby syntetyzator materii pozwolił na wytworzenie, podanie nieletnim alkoholu.  źródło zdjęcia: „Orville”, odcinek: „Ja'loja”
 
Podkreślić należy, że technicznych działań hackowania dokonuje bezpośrednio James Duncan, podczas gdy jego koledzy obserwują, jedynie się przypatrują. Choć silnie, kategorycznie nie powstrzymują swego znajomego przed złym wybrykiem technologicznym, to jednak przecież Marcus oznajmia, że nie powinni tego robić (lecz nie jest to kategoryczne, mocne wyrażenie sprzeciwu, a jedynie delikatne napomknięcie). Drugi natomiast z towarzyszy rzecze, że jego matka go zabije. Nie są to z pewnością jakieś heroiczne, bohaterskie postawy godzące w wybryk niegrzeczniucha.
  Zatem te napomknięcia nie są wystarczająco mocne. Chłopcy nie odchodzą od znajomego, dalej mu towarzyszą oni. A James po prostu dalej działa, nie stosując się do tych delikatnie wyrażonych aktów dezaprobaty, jakże łagodnie zademonstrowanych. W końcu, niestety, udaje się! Sukces! Triumf! Wiktoria!
  Oto ostatecznie niegrzecznemu chłopczykowi udaje się zhackować urządzenie techniczne. Po osiągnięciu sukcesu James nakazuje, poleca maszynie stworzenie jednej butelki wódki. Toteż życzy on sobie alkoholu wysokoprocentowego. Syntetyzator w mgnieniu oka wódkę wytwarza. Co za straszny wybryk! 
 
Błyskawicznie wytworzona butelka wódki przez syntetyzator materii. źródło zdjęcia: „Orville”, odcinek: „Ja'loja”

































































 
Właśnie nastąpiło użycie nowoczesnego wynalazku niezgodnie z jego przeznaczeniem, nastąpiło użycie niegodziwe wytworu technicznej myśli. Czy do takich celów powinien służyć dobry syntetyzator pokarmów?
  Po chwili James - jako prowodyr - bierze do ręki butelkę płynu i wraz z kolegami wybiega z pomieszczenia opustoszałego. Wszyscy prędko się poruszają. Chłopcom udaje się bezpiecznie ulotnić. Udał się wybryk.
  Ze złym, negatywnym zachowaniem Jamesa Duncana mamy okazję zapoznać się jeszcze bardziej podczas lekcji. Buntowniczego, aroganckiego młodzieńca widzimy w klasie szkolnej, wśród dzieci innych, pozostałych.
  Oto na lekcji James wyróżnia się na tle innych uczniów, ale w złym świetle. Otóż łobuz okazuje szczególne znudzenie. Wyraża podczas zajęć poczucie silnego znudzenia - swoją miną oraz postawą ciała, toteż za pomocą niewerbalnej mowy. Ostentacyjnie demonstruje znudzenie, brak szacunku, a także arogancję.
 
Na lekcji. Podczas trwania zajęć, prowadzonych przez pedagoga i paleontologa Kasjusza, James okazuje ostentacyjnie znudzenie oraz demonstruje arogancję. Nie jest on zaangażowany w lekcję, nie wykazuje sumienności oraz pilności w nauce. Drogie dziecko nie potrafi godnie i spokojnie wysiedzieć na siedzisku. źródła zdjęć: „Orville”, odcinek: „Ja'loja”
 
 
  Nauczyciel Kasjusz, niechybnie dostrzegając znudzenie Jamesa, postanawia go zaangażować nieco. Oto zadaje nastolatkowi, mające go zaktywizować, pytanie, dotyczące historii, zagadnień zajęciowych. Między innymi historii gwiezdnej, wykraczającej poza tematykę planety Ziemi, uczą się dzieci na statku Orville'u. James odpowiada, że nie wie, a wówczas pedagog pyta młodzieńca, czy ten nie odrobił domowej pracy. Wyraża niemałą arogancję James odpowiadając, że Bortus ją zjadł (tutaj warto wspomnieć, że Bortus to kosmita i członek załogi - jego gatunek, zamieszkujący planetę Moclus, słynie z dużych możliwości występującego u przedstawicieli pokarmowego układu - istoty należące do tego inteligentnego gatunku mogą jeść rozmaite obiekty dla człowieka niezjadalne, w tym produkty nieorganiczne). Prócz tego odpowiedź swoją nastoletni James ozdabia arogancką, wyrażającą brak szacunku do nauczyciela miną. 
 
James Duncan podczas odpowiadania nauczycielowi Kasjuszowi. Przynajmniej został on zaangażowany w przebieg lekcji przez pedagoga, co może świadczyć o pewnym drobnym, zauważalnym dydaktycznym sukcesie. źródło zdjęcia: „Orville”, odcinek: „Ja'loja”
 
  Następnie prowadzący lekcję Kasjusz pyta Marcusa. Ale i on nie zna odpowiedzi na sformułowane pytanie. W konsekwencji nauczyciel nakazuje dzieciom napisanie eseju na temat trawiennego układu mieszkańców planety Moclus (z tej planety przemysłowej wywodzi się kosmita Bortus). Co ważne, pedagog prosi, by eseje miały po tysiąc słów. I następuje koniec lekcji.  
  Zauważyć warto, że podczas swych zajęć nauczyciel posługuje się środkami poglądowymi, wizualnymi. Dostrzegamy trójwymiarową, zaprezentowaną uczniom mapę galaktyki. Futurystyczne środki dydaktyczne mogą łatwo, dynamicznie przekształcać się, zmieniać, odznaczać, są one zupełnie multimedialne, płynne. Na elektronicznych ekranach nauczyciel może prezentować różne aspekty rzeczywistości, rozmaite zagadnienia, tyczące się choćby Wszechświata, jego historii albo dotyczące na przykład biologii czy chemii albo geologii.
  Do obrazków, zdjęć, infografik mają prawo odnosić się czytelne, wyjaśniające podpisy, nazwy.
  Klasa, do której James uczęszcza, usiana jest nowoczesnymi stanowiskami uczniowskimi. To nie są zwyczajne stoliki, blaty - znane nam z rzeczywistego, dzisiejszego świata. To są cudne, wspaniałe obiekty.
 
Nowoczesne stanowiska uczniowskie w klasie. Cechują się one multimedialnością, interaktywnością. Integralnymi, ważnymi elementami tychże stanowisk są ekrany, na których wyświetlane są zagadnienia z zajęciami związane, lekcji się tyczące. Nauczyciel może dowolnie tymi stanowiskami zarządzać. Może wyświetlać dzieciom na ich ekranach odpowiednie treści, infografiki. źródło zdjęcia: „Orville”, odcinek: „Ja'loja” 

  To, wyraźnie widzimy, wielce nowoczesne stanowiska, posiadające zamontowane multimedialne, interaktywne ekrany. Stanowiska owe mają różne opcje sterownicze, jakich dzieci mogą używać bez kłopotu - tak się logicznie zdaje. Byłoby dziwne, gdyby tylko nauczyciel mógł kontrolować rzeczone prześliczne środki.
  Nauczyciel Kasjusz przestrzega zasady aktywizowania uczniów. Zadaje on pytania klasie, poszczególnym chłopcom. Stara się on być dobrym pedagogiem nauczającym, przekazującym wiedzę młodym pasażerom.
  Wkrótce potem James Duncan wraz ze swymi kolegami spędza czas w symulatorze środowiskowym. W tej przestrzeni jest spożywany alkohol. Nie potrzebują dzieci nawet żadnej wykreowanej, przyjemnej rzeczywistości (symulator obecny w serialu jest w stanie takie różne rzeczywistości kreować, generować - zgodnie z potrzebami konsumentów, załogantów).
  Towarzystwo spędza razem czas w symulatorze. Zaś w chwili kiedy Marcus pije wódkę, dzieje się coś nieoczekiwanego.
  Oto nagle pragnący wolności nastolatkowie zostają nakryci przez nauczyciela Kasjusza i przez komandor Kelly Grayson - para ta zmierzała właśnie do symulatora, aby kontynuować tam swą randkę. Mądry symulator miał wytworzyć dla nich romantyczną scenerię plaży oraz księżyc dający romantyczne blaski - takie były zamiary wchodzącej właśnie pary.
  A zatem wydało się. Dzieci zostały nakryte, przyłapane!
 
Chłopcy w symulatorze, będącym dla nich kryjówką na czas jakiś. Oto na zaprezentowanym kadrze spostrzegamy, że w danym, konkretnym momencie wódkę pije Marcus, który - rzec można - uległ demoralizującemu wpływowi Jamesa. Gdyby się Marcus nie spotykał z Jamesem, to do takiej sytuacji by nie doszło zapewne. Logiczne jest przyjąć tutaj, iż wszyscy ci trzej chłopcy pili sobie alkohol, nie tylko więc sam Marcus. źródło zdjęcia: „Orville”, odcinek: „Ja'loja”

  Mama Marcusa - Claire - przeprowadza z synem rozmowę wychowawczą. Nie kończy się ona wielkim sukcesem. Ale jednak lekarka się czegoś dowiaduje ważnego - Marcus oznajmia bowiem mamie, że zhackował syntetyzator James - jego serdeczny przyjaciel. To jest istotny szczegół. Dziecko jednak nie chce rozmawiać z mamą dłużej. Wtedy Claire odsyła syna do jego pokoju - w ramach drobnej wychowawczej kary.
  Niebawem do gabinetu lekarki pokładowej Claire Finn przychodzą rodzice Jamesa - Jodi i Nathan Duncanowie. Jest to niezapowiedziana złożona wizyta. Claire wyraża ustnie przekonanie, że dobrze będzie, jak dwaj koledzy przestaną spędzać ze sobą czas - tego samego zdania są państwo Duncanowie. Jednak w ich oczekiwaniu leży ponadto, aby Marcus nie chodził do tej samej klasy szkolnej co James. Państwo Duncanowie przekonani są w stu procentach, że to Marcus, a nie ich syn James, dokonał technicznej zmiany w syntetyzatorze, iż to on dokonał zhackowania maszynerii. Przekonani są o dobroci swego syna, a równocześnie domagają się ukarania sprawcy zła. Oto ma odbyć się spotkanie z nauczycielem, w związku z jakże trudną pedagogiczną sytuacją.
  Co ciekawe, Jodi Duncan twierdzi, że jej syn to persona niezależna, jak również dobrze wychowana. Takie jest postrzeganie matki. I wypowiedź pani Duncan świadczyć może o tak zwanym bezstresowym wychowaniu, któremu James dalej, wciąż podlega. Nieadekwatne wychowywanie i traktowanie dziecka może przyczynić się do negatywnych następstw psychicznych, społecznych. Tutaj niewątpliwie do czynienia mamy z niedobrym wychowaniem, zbytnio pobłażającym, nieadekwatnym, pozbawionym logiczności.
  W czasie spotkania/zebrania w klasie szkolnej, w którym biorą udział oprócz Claire Finn, Jodi i Nathana Duncanów nauczyciel Kasjusz oraz inteligentny, humanoidalny robot Isaac - sztuczna forma życia, dochodzi do w miarę spokojnej konfrontacji i ustalenia faktów. Nauczyciel Kasjusz wskazuje, że zarówno James, jak i Marcus w ostatnim czasie wykazują krnąbrność, czyli negatywną postawę uczniowską, dziecięcą. Specjalista odpowiedzialny za prowadzenie lekcji podaje, jakie w istocie oceny mają dwaj ci chłopcy. I finalnie rodzice Jamesa dochodzą do strasznej i zaskakującej prawdy, mianowicie że to ich syn zhackował syntetyzator pokarmowy i jeszcze zmienił swe oceny w plikach klasy - na wyższe niż w rzeczywistości (w dzienniku widniało, jakoby James miał piątki, podczas gdy w rzeczywistości zgromadził, uzyskał on niższe oceny). James Duncan zmienił te swoje oceny przy pomocy informatycznego algorytmu, korzystając z kodu dostępowego swej matki, która wszakże jest członkinią załogi statku - porucznikiem - i w związku z tym matka posiada określone uprawnienia techniczne, dostępowe. Z kolei baza ocen dotycząca Marcusa nie została przemieniona, przetransformowana - oceny syna Claire, widniejące w elektronicznej dokumentacji, okazały się rzeczywiste, prawdziwe.  
  Gdy prawda wychodzi na jaw, android Isaac oprócz tego, że radzi państwu Duncanom ukaranie potomka, to informuje nadto, że skieruje zawiadomienie do komandor Kelly Grayson odnośnie zachowań Jamesa Duncana.
  Krystalizują się zatem następujące ważne kary pedagogiczne:
  • kara w postaci poinformowania o wybrykach nastolatka przełożonej persony, osoby ważnej na statku swą funkcją sprawowaną,
  • kara w postaci chłodnego informowania o faktach, sytuacjach, kara w postaci wyrażenia dezaprobaty, potępienia słownego rodzicieli za młodego hackera odpowiedzialnych.    
  Zważyć należy nadto, że państwo Duncanowie domagali się przeniesienia Marcusa Finna do innej klasy, aby nie wywierał on złego, negatywnego wpływu na serdecznego przyjaciela - Jamesa. Jednakże w obliczu dojścia do prawdy czystej ten postulat stracił swą aktualność, jaskrawość. W rozmaitych sytuacjach pedagogicznych, związanych z nastolatkami, występuje nierzadko pewna dynamiczność oraz zmienność.
  Robot Isaac - sztuczna forma życia - doradza mamie i tacie Jamesa, ażeby oni ukarali potomka. Nie mówi jednakowoż, jak konkretnie ma wyglądać kara ewentualna, słuszna, się należąca.
  Można jednak racjonalnie rozważyć możliwe, logiczne, właściwe, stosowne kary dla Jamesa Duncana, w związku z jego wybrykami, w związku z jego postawą negatywną:
  • oto różne przyjemności, z których dotąd James korzystał łatwo, mogą być ograniczone, uniemożliwione, zabronione (ale nie mogą absolutnie ograniczane być dorastającemu chłopcu na przykład racje żywnościowe - to byłaby przecież kara niedopuszczalna),
  • wprowadzić można zakaz spożywania słodyczy, fast-foodów, niezdrowych produktów żywnościowych, pitnych (i tak przecież takie produkty nie są ani dobre, ani zdrowe dla kochanego, rozwijającego się na drodze ontogenezy dziecka),
  • rozważyć można wprowadzenie zakazu wyjść ze znajomymi, z przyjaciółmi, z jakimś towarzystwem podejrzanym,
  • James może mieć do zrobienia, do wykonania jakieś prace porządkowe, domowe, w domowym gospodarstwie, ale i nie tylko w samej jednostce mieszkalnej - a to w ramach kary adekwatnej.
  Absolutnie niedopuszczalną karą, o której zresztą mówił robot Isaac, odnosząc się jednak do Marcusa, byłoby zmuszenie Jamesa, by ten wypił duże ilości alkoholu. By został zatem do konsumpcji nadmiernej przymuszony. Android Isaac mówił o tej karze tak, jakby rzekomo była ona skuteczna. Ale taka kara jest złą zupełnie. Nie można jej tutaj rozważać jako realistycznej, możliwej czy logicznej.

wtorek, 5 marca 2024

Zapoznajemy się z muralem demonstrującym króla Maciusia Pierwszego - zajęcia plenerowe w ramach nauczania przedmiotu plastyka w klasie szóstej/siódmej szkoły podstawowej - Patryk Daniel Garkowski

 

https://ebookpoint.pl/ksiazki/zapoznajemy-sie-z-muralem-demonstrujacym-krola-maciusia-pierwszego-zajecia-plenerowe-w-ramach-nauc-patryk-daniel-garkowski,s_01mw.htm

  (Niniejsza specjalistyczna książeczka to publikacja naukowa, fachowa, pedagogiczno-metodyczna, dotykająca sfery dydaktyki plastyki w szkole podstawowej. Przedstawiłem w tej oto publikacji pomysł na zajęcia w plenerze dotyczące muralu płockiego - obecnego na ulicy Tumskiej 9a w mieście Płocku. Ulokowano tam całkiem ładny mural, godny zainteresowania. Ja, jako persona posiadająca kwalifikacje do nauczania plastyki, mógłbym taką lekcję z dziećmi przeprowadzić, wyobrażam sobie.
  Obecne na ulicy Tumskiej malowidło stanowi wytwór sztuki ciekawy i godny badawczego zainteresowania; jest to równocześnie dzieło dość nowe, które stosunkowo nie aż tak dawno pojawiło się w płockim, miejskim krajobrazie kulturowym. Mural owy reklamuje Młodzieżowy Dom Kultury im. Króla Maciusia Pierwszego w Płocku.
  Rozważaną w tekście lekcję wycieczkową, eskapadę mógłbym przeprowadzić dla klasy bądź szóstej, bądź siódmej szkoły podstawowej - tak bynajmniej zaplanowałem logicznie. Wyobrażam ja sobie, iż zajęcia w plenerze, czyli na świeżym powietrzu przeprowadziłbym dla uczniów z płockiej szkoły elementarnej, najlepiej usytuowanej w centrum miasta Płocka. W ramach pięknych zajęć zaintrygowani bezbrzeżnie uczniowie mogliby chętnie uzyskać wiedzę na temat street artu oraz malarstwa.
  W tej publikacji metodycznej przedstawiłem szczegółowo, czym w ogóle mural jest, czym się charakteryzuje. Opisałem w e-booku istotę zajęć plenerowych, gdy chodzi o nauczanie szkolne. Między innymi w publikacji mojej wydanej omówiłem pozytywne aspekty przeprowadzania zajęć plenerowych, wycieczek, gdy chodzi o nauczanie plastyki. W książeczce przedstawiłem szkolne wycieczki, materia organizacji takich wydarzeń poruszona tu została.
  Projektując lekcję odniosłem się do wymogów, zapisów obowiązującej dzisiaj Podstawy programowej dotyczącej plastyki w szkołach podstawowych. Jest to dokument niezmiernie ważny w przypadku pracy nauczycieli plastyki, i nie tylko tego przedmiotu obligatoryjnego. Ja zaś jako wielki, biegły znawca oświatowego prawa doskonale zdaję sobie z tego sprawę.
  Oto skonstruowałem scenariusz zajęć, cele potencjalnych zajęć w plenerze, zajęć dotyczących muralu obrazującego króla Maciusia Pierwszego oraz pejzażowy zarys. Zaprojektowałem dobrą kartę pracy dla dzieci, w związku z roztkaną w wyobraźni lekcją na powietrzu świeżym. Wszystko to znajduje się w mojej pracy naukowej, z pewnością wartej przeczytania.
  Wdrażający wychowanie plastyczne wśród uczniów i uczennic mądry pedagog, plastyk, resocjalizator, terapeuta pedagogiczny, arteterapeuta bądź choćby historyk sztuki potrafi dostrzec w lokalnym środowisku godne objęcia lekcjami, zajęciami, analizami obiekty, wytwory. Czymś dobrym w nauczaniu plastyki okazują się niedalekie wycieczki.
  Pragnę podkreślić, iż fakt napisania przeze mnie publikacji fachowej ze sfery dydaktyki przedmiotu humanistycznego jeszcze bardziej potwierdził moje kwalifikacje, uprawnienia do nauczania w szkole podstawowej przedmiotu o nazwie plastyka. Oprócz plastyki jestem uprawniony między innymi do nauczania techniki, chemii, biologii oraz muzyki, języka polskiego czy choćby biznesu i zarządzania - nowego przedmiotu, jaki, jak wiadomo, zastąpił dotychczasowe podstawy przedsiębiorczości.
  Ogółem rozpatrując, persona z wyższym wykształceniem pedagogicznym, posiadająca już prawnie rozumiane pedagogiczne przygotowanie, może dokonywać tak zwanego samokształcenia - uczyć się może samodzielnie i tym samym zdobywać nowe kwalifikacje, uprawnienia, bieguny. Egzemplifikacją okaże się chociażby uzyskanie uprawnienia do nauczania chemii dzięki zaawansowanym pracom laboratoryjnym czynionym, dzięki działaniom badawczym z zakresu chemii - to tylko przykład.   Patryk Daniel Garkowski)

piątek, 1 marca 2024

Prekonsultacje projektów zmian w podstawach programowych dotyczących przedmiotów w szkołach podstawowych i ponadpodstawowych - Patryk Daniel Garkowski

  W naszym rozkwitającym kraju Ministerstwo Edukacji Narodowej niebawem wprowadzi potrzebne zmiany w podstawach programowych, dotyczące przeróżnych przedmiotów w szkołach podstawowych i ponadpodstawowych. 🏫 Jako wtajemniczony wiem co nieco... 😉 W związku z tymi pracami zorganizowano prekonsultacje związane z projektami zmian w podstawach programowych. Na te prekonsultacje zostałem zaproszony 😀. Zaproszenia mi przesłane niezmiernie mnie uradowały 😀😁. Oto zostałem ja zaproszony na prekonsultacje projektów zmian w podstawach programowych:
- z języka polskiego, historii, wiedzy o społeczeństwie - spotkanie odnośnie tych przedmiotów odbyło się 19 lutego 2024 r. o godzinie 15.00;
- z fizyki, matematyki - spotkanie odnośnie tych przedmiotów odbyło się 20 lutego 2024 r. o godzinie 15.00;
- z geografii, biologii, chemii - spotkanie odnośnie tych przedmiotów odbyło się w dniu 21 lutego 2024 r. o tej samej godzinie co poprzednie wydarzenia wskazane.
Mam niezmierny zaszczyt poinformować, moi Najmilsi, że brałem udział w tych prekonsultacjach jako gość. Ogółem, moje zdanie w kwestiach edukacyjnych jest bardzo ważne i cenione powszechnie. Bardzo cieszę się z otrzymanych zaproszeń. Możliwość mojego uczestnictwa w tak ważnych wydarzeniach dowodzi, jak ważnym i cenionym jestem autorytetem w sferze edukacji, w sferach przedmiotów szkolnych: biologii, chemii, geografii, fizyki, języka polskiego, historii, wiedzy o społeczeństwie oraz matematyki. 🌞
Z drugiej jednakże strony wyrażam niewielkie ubolewanie, iż z innych przedmiotów szkolnych nie było prekonsultacji na żywo wcale, choćby z techniki, informatyki, z plastyki i z muzyki. Rozumiem jednak, że nie starczyłoby czasu na nadmierną ilość spotkań. Z nadzieją spoglądam w przyszłość polskiej edukacji. Wierzę w dynamiczny rozwój polskiego systemu szkolnictwa.

Patryk Daniel Garkowski