poniedziałek, 28 kwietnia 2025

(całość wiersza) O młodzieńcu zastępującym w pracy mamusię-kwiaciarkę - Patryk Daniel Garkowski

O młodzieńcu zastępującym w pracy mamusię-kwiaciarkę - Patryk Daniel Garkowski


A któż to siedzi na taborecie?

i nie obdarza przechodniów uśmiechem?


Swoją mamusię zastąpił młodzieniec?

Handlować pewnie on nie chce zielskiem...


Pewnie nie sprzeda zbyt wiele kwiatków

z takim przyjętym, nudnym podejściem.

Czyż on po prostu swego zastępstwa

nie może zdzierżyć, nie może ścierpieć?


Może dać trzeba chłopcu cukierka?!

Może mam banknot mu wręczyć z portfela?!

Ażeby zmniejszyć chłopca cierpienia...

Chłopaczek każdy forsę uwielbia!


Bukiecik mam kupić?

By zaraz go wyrzucić?! 

By zaraz się go pozbyć?!

Nie jestem tak żałosny... 


Ja nie mam potrzeby chłopcu pomagać...

Lecz chwilkę ja mogę popatrzeć na samca...


Kupić mam sobie od niego kwiatki?

Bukiecik świeży, tani i ładny?

Przecież takowy mi niepotrzebny...

Zaraz takowy byłby już zwiędły...


Kwiatki, kwiatuszki czy bukieciki

są wyrzucane wnet na śmietniczki...


Ach, wcale nie chcę chłopca zaczepiać...

Lepiej stąd odejść - tak sobie mniemam.


Bardzo się śpieszę, ja nie mam czasu!

Żegnaj więc, drogi, młody kwiaciarzu!


A gdzie się mamusia chłopca podziewa?

Kobieta prosta, bez wykształcenia?

Jestem, doprawdy, szalenie ciekaw:

gdzie się podziewa ta mamuleńka?


Zastępstwo chłopca chyba uwiera...

Praca kwiaciarza jest cała w cierniach...


Jak dzisiaj słonko wielce przygrzewa!

Pewnie się spocił ów chłopiec-zwierzak!


Kwiatki, kwiatuszki i bukieciki...

Tracić nie mogę ja ani chwilki...

Ten chłopczyk-kwiaciarz ma szare buciki.

To jest ulicznik z najgorszej niziny!


W czarnym kolorze ma chłopczyk ciuszki.

Pewnie spociły się chłopcu stópki!

Wielce spocone ma chłopiec stopy.

Nie jest ich zapach wcale kwiatowy...


Prawom biologii człowiek podlega.

Chłopczyk się pewnie potem oblewa.

Wielce spocone ma chłopczyk stopy.

Zapach ich pewnie jest przeokropny!


Chłopcy się pocą, ich stopy śmierdzą!

Niektórzy takie zapachy cenią...

Cenią i wielbią, cenią i wielbią!

Dać stopy komuś - to żaden nierząd?


Okrutni chłopcy każą lizać swe stopy!

Ach, każą lizać swe brudne buciory!

Na tym niektórzy mogą zarobić!

Na tym zarabiać potrafią chłopcy!


Jakże to wielce jest obrzydliwe!

Kogoś traktować tak pogardliwie!

Tak arogancko, tak nieżyczliwie!

Niczym robaka lub dżdżownicę!


Bardzo się śpieszę, ja nie mam czasu!

Żegnaj, kochany, młody kwiaciarzu!


Wiem, że cię pewnie nigdy już nie zobaczę,

gdyż będziesz zaraz wyparty przez matkę...

Matkę-kwiaciarkę, 

trwającą na swym stanowisku szkapę -

ona to tutaj

kręci 

się 

zawsze...


Ty tylko, mój drogi, matkę zastępujesz przez drobną chwilkę.

Ja przez chwileńkę mogłem cię widzieć...

Nigdy nie porozmawiamy...

Nigdy się nie spotkamy...

Żegnaj, chłopczyku sprzedający kwiatki...





O młodzieńcu zastępującym w pracy mamusię-kwiaciarkę - Patryk Daniel Garkowski

 


https://ebookpoint.pl/ksiazki/o-mlodziencu-zastepujacym-w-pracy-mamusie-kwiaciarke-patryk-daniel-garkowski,s_02a4.htm

niedziela, 27 kwietnia 2025

25 kwietnia 2025 roku - Patryk Daniel Garkowski

 25 kwietnia 2025 roku - Patryk Daniel Garkowski

   25 kwietnia 2025 roku wybrałem się w podróż do Płocka. W mieście tym, w pizzerii Tutti Santi, usytuowanej na alei Floriana Kobylińskiego 13 spożyłem pyszną, apetyczną pizzę hawajską (składającą się z następujących składników: sera, szynki, ananasa, a także sosu). Choć pizze w tej restauracji są dosyć drogie, to jednak są one nader smaczne. Bardzo lubię w tym obiekcie gastronomicznym jeść pyszne pizze.

   W banku natomiast - tego dnia - ja zakupiłem dwadzieścia dziesięcioletnich obligacji Skarbu Państwa - za kwotę łączną w wysokości dwóch tysięcy złotych (jedna obligacja państwowa kosztuje sto złotych). 

   Do miejscowości mego zamieszkania wracałem autobusem (linii 111). Niestety, podróż ta nie była w ogóle przyjemna... Ja bardzo nie lubię podróżować środkami publicznego transportu...

   W pewnym momencie naprzeciw mnie w autobusie dosiadła się starsza kobieta, która to wkrótce jadła bezwstydnie kanapkę, a następnie ona popijała z butelki sok (według mej pamięci wiśniowy), z której to butelki musiała wcześniej oderwać nakrętkę (musiała oderwać tę nakrętkę od struktury butelki, nie przy mnie jednak). Staruszka ta słuchała głośno z telefonu komórkowego newsów, jakiegoś materiału. Była to naprawdę bardzo uciążliwa, przeokropna pasażerka. Straszna, doprawdy. Bałem się, że wyleje, rozleje płyn. 

   W autobusie nie można spożywać żadnych pokarmów! W wehikule autobusie powinno się jechać w ciszy, w spokoju. Absolutnie nie można puszczać głośno jakichś materiałów czy chociażby muzyki. To może przeszkadzać innym współpasażerom! Gdy jednak chce się w autobusie bardzo pić, to można się napić - tak ja sądzę. Jednak wówczas powinno się bardzo, kolosalnie uważać, żeby płynu nie wylać, nie rozlać.

   Chciałbym ja teraz w postaci graficznej przedstawić, zilustrować, gdzie w autobusie siedziałem ja i gdzie - naprzeciwko mnie - dosiadła się ta wstrętna, odrażająca, irytująca kobieta. Przedstawiona tu starsza pani dosiadła się do mnie, wcześniej siedziała ona na innym miejscu. Niestety, nie mogłem jej zabronić dosiąścia się. Takie są mankamenty, okropieństwa publicznego transportu.

   Oto jest ilustrująca usytuowanie moje oraz uciążliwej pasażerki, która się dosiadła, infografika:



   Chciałbym ja teraz wyjaśnić przyczyny mego zachowania transportowego. Zapragnąłem ja siedzieć z przodu autobusu, możliwie jak najdalej od szyb (które mogłyby pęknąć i wtedy by mnie zraniły). Z przodu pojazdu, ponieważ zauważyłem, że chyba drgania, wstrząsy są na przodzie pojazdu mniejsze niż na jego tyle bądź środku. Usiadłem z prawej strony autobusu, aby mieć cień, ażeby nie padało na mnie słońce, które o tej porze transportacyjnej (gdy chodzi o poruszanie się autobusów linii 111 po wyznaczonej trasie) pada na lewą stronę wehikułu - i bardzo uciążliwe okazuje się wówczas siedzieć po tejże lewej stronie pojazdu, gdy słońce tak praży, oświetla. 

   Oczywiście należy pamiętać o strasznym stanie dróg, po których poruszają się autobusy linii 111 - o strasznych stanach dróg w strefie C. Strasznych, dlatego że występują drgania, wstrząsy podczas jazdy, a to jest bardzo, nader czymś dla mnie okropnym oraz uciążliwym. Nie mam co prawda pewności, czy drgania, wstrząsy na przodzie autobusu są mniejsze niż na tyle, ale jednak pojawiła się u mnie taka refleksja praktyczna z zakresu ergonomii, i zapragnąłem ją tutaj przedstawić.

   Jestem wielkim, wybitnym znawcą ergonomii, bezpieczeństwa i higieny pracy. Pragnę wskazać, iż uczęszczałem w latach 2023-2024 do Szkoły Policealnej Centrum Nauki i Biznesu „ŻAK” w Płocku na kierunek: technik bezpieczeństwa i higieny pracy. Lecz ze szkołą ową mam bardzo złe wspomnienia. 

   W moim przekonaniu jazda autobusami linii 111 - ze względu na stany nawierzchni drogowych - nie stanowi jazdy ergonomicznej dla pasażerów. Ja jako pasażer, konsument korzystający z usług transportowych, mogę jednakże wybierać takie miejsca siedzące w autobusie, które narażone są na możliwie, stosunkowo najmniejsze - w porównaniu z pojazdem jako całością - wstrząsy, drgania - bardzo dla delikatnego organizmu mego nieprzyjemne.

   W Płocku najlepiej, najkorzystniej - z mego punktu widzenia jako pasażera - do autobusu linii 111, gdy chodzi o godziny 14, 15 czy nawet o 16, 17, wsiadać na dworcu autobusowo-kolejowym, ponieważ wówczas jest duża szansa, że będzie można zająć dobre, możliwie w takich warunkach wstrętnych i odrażających, w miarę komfortowe miejsce - oczywiście w przypadku tego rodzaju autobusów miejskich nie można mówić o komfortowych miejscach, siedziskach. Potem natomiast, na dalszych przystankach częstokroć nie da się już tak w miarę dobrego miejsca siedzącego sobie wybrać. Poczynione przeze mnie refleksje tyczą się zwłaszcza dwóch godzin odjazdów autobusów linii 111 z dworca autobusowo-kolejowego w Płocku, a mianowicie godziny 14:41 oraz godziny 15:31. Gdybym w tych właśnie godzinach miał rozpocząć podróż autobusem linii komunikacyjnej 111, to najlepiej byłoby, abym wsiadł do wehikułu właśnie na przystanku usytuowanym na dworcu autobusowo-kolejowym w Płocku. Na to powinienem zważać, o tym powinienem pamiętać, jeśli zapragnąłbym zapewnić sobie możliwie najlepsze w owych tragicznych, odrażających warunkach miejsce siedzące.

   Nienawidzę jazdy autobusami! Lecz jednak - z drugiej strony - takie duże, ciężkie pojazdy są całkiem bezpiecznymi środkami transportu - tak samo jak pociągi/małodystansowe pociągi zwane szynobusami. Transportacja samochodem osobowym czy transportacja samolotem stanowią dla mnie coś przerażającego. Panicznie boję się lotu samolotem. I bardzo nie lubię jeździć samochodem. 







środa, 23 kwietnia 2025

Młodzieniec palący papierosa na dworcu autobusowo-kolejowym w Płocku - Patryk Daniel Garkowski

Młodzieniec palący papierosa na dworcu autobusowo-kolejowym w Płocku - Patryk Daniel Garkowski


Wyszedł z pociągu na drobną chwilkę,

aby zapalić tylko jednego papierosa.

Zaraz do pojazdu on wróci

i odjedzie pociągiem 

zgodnie z ustalonym rozkładem transportacji...


Nie wiem, gdzie ten młodzieniec mieszka.

Nie wiem, gdzie ten młody człowiek bytuje.

Widziałem go tylko przez drobną chwilkę.

Widziałem, jak siedzi i pali papierosa...


Nie wiem, kim jest owy organizm...

Nic o nim Ja - Obserwator - nie wiem.

Tylko przez drobną, ulotną chwilkę

mogłem go na tym dworcu Ja widzieć.


Różne persony przewijają się przez ów dworzec.

Nigdy już więcej ów młodzieńca nie zobaczę...

Jestem co do tego absolutnie pewien...

To, że go widziałem, to czysty przypadek...




wtorek, 22 kwietnia 2025

(całość wiersza) Młodzieniec w wehikule pociągu - Patryk Daniel Garkowski

Młodzieniec w wehikule pociągu - Patryk Daniel Garkowski


Tutaj siedzi jakiś młodzieniec-pasażer,

z radością go wzrokiem sobie ogarnę.


Młodzieniec ma czarną bluzkę na krótki rękawek.

Młodzieniec ma czarne, krótkie spodenki.


Na jednej ręce ma on zegarek,

na drugiej zaś rączce jakąś opaskę.


Skarpetki czarne - 

pewnie: okropnie spocone oraz okropnie śmierdzące!


Ach, buty młodzieńca są równie urocze...


Jakże brudne ów młodzieniec ma podeszwy butów!

Buty owego chłopca stanowczo są brudne!


Jakże miło jest podróżować wraz z takim młodzieńcem...

Jakże miło jest z takim współdzielić podróż...




31 marca 2025 roku. Obserwacja nieprawidłowego użytkowania ławki w galerii handlowej - Patryk Daniel Garkowski

31 marca 2025 roku. Obserwacja nieprawidłowego użytkowania ławki w galerii handlowej

  31 marca 2025 roku odwiedziłem galerię handlową Mosty w Płocku. Tam, na piętrze, ja spostrzegłem, że jakiś młody mężczyzna nieprawidłowo użytkuje ławkę. Oto organizm płci męskiej dziwnie na ławce leżał, przypominając mi, nasuwając mi na myśl personę bezdomną. Cóż to za bezdomny prostak! - pomyślałem sobie gniewnie. Nie można tak leżeć na ławce w miejscu publicznym, jakim jest galeria handlowa!

  Gdy chodzi o pozycję, jaką osobnik rzeczony wówczas zajmował, to była to pozycja cielesna pozioma oraz jednocześnie leżąca. Podczas gdy prawidłowo użytkuje się ławkę w handlowej galerii, taką właśnie ławkę, jaką widziałem, siedząc normalnie, siedząc w pozycji cielesnej pionowej. A zatem pozycja pionowa siedzenia na dowolnym, odpowiednio przystosowanym siedzisku, na ławce w handlowej galerii okazuje się prawidłowa, zaś pozycja pozioma nie jest właściwą ani dobrą.   

  Zresztą, ławka owa konstrukcyjnie nie została przystosowana do leżenia. To nie jest chociażby jakiś miękki, obszerny, bulwiasty fotel do wygodnego leżenia na nim. Są oczywiście w miejscach publicznych takie typy, takie rodzaje siedzisk, które przeznaczone są zarówno do siedzenia, jak i do leżenia, takowe mogą występować chociażby w strefach relaksu. Jednak na tej ławce, w galerii handlowej Mosty, nie powinno się tak leżeć, jak to zaobserwowałem w przypadku prostackiego osobnika.

  Nie zwróciłem temu mężczyźnie żadnej ustnej uwagi. Wykonałem jedynie mu zdjęcie.

  Lecz gdy zjechałem ruchomymi schodami na dół i znajdowałem się już na parterze obiektu handlowego, to akurat przechodziła blisko mnie pani ochroniarka galerii handlowej. Oznajmiłem do niej natychmiast, rozgoryczony i oburzony, że na piętrze leży na ławce jakiś pan bezdomny. Domagałem się od pracowniczki, aby natychmiast tam poszła i to sprawdziła. Ona zaś na piętro się udała, zgodnie z moim oczekiwaniem, zgodnie z moim wyrażonym poleceniem. Ja zaś wyszedłem z galerii handlowej.

  Przy okazji zaskoczyło mnie, że w galerii handlowej Mosty w Płocku, w obecnych czasach, w ogóle jest, w ogóle funkcjonuje jakaś ochrona! 




poniedziałek, 21 kwietnia 2025

31 marca 2025 roku. Obserwacja uszkodzonego, dziwnego, wężowego oka u szesnastoletniego osobnika płci męskiej - Patryk Daniel Garkowski

31 marca 2025 roku. Obserwacja uszkodzonego, dziwnego, wężowego oka u szesnastoletniego osobnika płci męskiej

  Kiedy 31 marca 2025 roku, rano, jechałem pociągiem, zwanym szynobusem, to, siedząc, zauważyłem, że pewien pasażer ma jakieś dziwne oko. Oko owe wydawało mi się całe ciemne, całe czarne, bardzo mroczne, wyglądało niczym u jakiegoś węża, gada. Takie miałem skojarzenie. Nie mogąc się oprzeć pokusie, postanowiłem spytać w pociągu tego skłonnego do żartów chłopca - spytałem, co mu się stało z okiem. On jednak w ogóle nie odpowiedział.

  Dopiero gdy oboje wyszliśmy z pociągu - w Płocku, to gdy zagadałem do niego, to odpowiedział. Spytałem go, skąd jedzie, a on zażartował, że z Choroszczy (oczywiście ten człowiek jechał z Sierpca, żart z Choroszczą był doprawdy nieśmieszny oraz nietrafiony). O ile dobrze pamiętam, gdy zapytałem tego młodzieńca, co mu się stało z okiem, to odpowiedział wówczas, że traktor go przejechał. Jednak niebawem uzyskałem od niego wiedzę, że zranił go w oko kolega. Chłopiec wyraźnie nie chciał za dużo o tym informować.

  Młody ten człowiek założył ciemne, eleganckie, ładne, gustowne okulary, z pewnością aby ukryć swe dziwne, uszkodzone, ale gojące się już oczko. Oko tegoż chłopca wyglądało naprawdę strasznie, tak jakby była to jakaś genetyczna wada. Była możliwość, że jest to jakiś genetyczny defekt czy chorobowe, patologiczne zjawisko. Oko owego chłopca - szesnastoletniego Dawida - wyglądało tak, jakby nigdy nie miało się zagoić, zregenerować, jakby nigdy nie miało powrócić do stanu normalności.         

  Poprosiłem tego młodego człowieka, abym mógł zobaczyć to jego oko z bliska. On się zgodził, zdjął zaraz swe ciemne okulary, a ja mogłem z bliska - przez krótką chwilę - przypatrzeć się jego dziwnemu, ale bardzo ciekawemu, fascynującemu oku. 

  Niebawem dowiedziałem się, że jego oko nie boli. Że się zagoi. Dowiedziałem się prócz tego, że ów chłopiec normalnie na to dziwne oko widzi. A zatem, z tego, co zrozumiałem, oko jedynie wygląda niestandardowo, dziwnie, makabrycznie, mrocznie, ale aparat ten wzrokowy funkcjonuje prawidłowo, chłopczyk widzi normalnie i oko go nie boli. Po takim wyglądzie oka można byłoby spodziewać się, że może coś tam boli, że może oko źle widzi, ale jednak nie. 

  Pomyślałem sobie, że mógłbym napisać o tym chłopcu z dziwnym okiem, czyli o szesnastoletnim Dawidzie piosenkę. Mógłbym też napisać na temat oka tego chłopca krótki traktat - z zakresu okulistyki. Jeszcze jednak nie wiem, czy napiszę taki traktat i czy napiszę taką piosenkę.




poniedziałek, 7 kwietnia 2025

Zadania z języka polskiego, etyki i wiedzy o społeczeństwie do fragmentów powieści: „Dziewczyna z sąsiedztwa” Jack'a Ketchuma - Patryk Daniel Garkowski

 


https://ebookpoint.pl/ksiazki/zadania-z-jezyka-polskiego-etyki-i-wiedzy-o-spoleczenstwie-do-fragmentow-powiesci-dziewczyn-patryk-daniel-garkowski,s_028u.htm

Zadania z języka polskiego, filozofii i etyki do fragmentów powieści: „Justyna czyli nieszczęścia cnoty” Donatiena A. F. de Sade'a - Patryk Daniel Garkowski

 


https://ebookpoint.pl/ksiazki/zadania-z-jezyka-polskiego-filozofii-i-etyki-do-fragmentow-powiesci-justyna-czyli-nieszczes-patryk-daniel-garkowski,s_028t.htm

(całość ballady) Chłopcy-więźniowie w oborach króla Augiasza - Patryk Daniel Garkowski

Chłopcy-więźniowie w oborach króla Augiasza - Patryk Daniel Garkowski


Wzywa swoich synów Augiasz.

Dwie obory chce im dać,

by w ten sposób ich urabiać,

by kształtować w synach hart.


Kiedy chłopcy nastoletni

mogą sobie kogoś dręczyć

w miejscu ustronnym,

bardzo dyskretnym,

w miejscu dla chłopców bardzo bezpiecznym,

wówczas rozkosze będą ich pieścić!,

zaś ich serduszka szczęście przepełni!


Wówczas to, w mniemaniu Augiasza,

takowi synowie ojca docenią...

Takowi synkowie, w mniemaniu monarchy,

na lepsze bezsprzecznie się zmienią.


Ojciec musi swe dzieci tresować,

musi swe dzieci ostro hartować,

musi swych synków w gówna ładować,

nurzać w głębokich bardzo odchodach,

musi ich spychać w głębokie wody,

gdyż takie prawa są cudnej przyrody!


„Przydadzą się chłopcom ze dwie obory -

tak myślał Augiasz zadowolony -

a że tam pełno, pełno jest gnoju

to nic, zupełnie, wcale nie szkodzi!

Struktury z gnoju, bukiety smrodków

potrafią sporo mieć w sobie uroku!

Może ich piękno synowie docenią,

gdy sobie larwy cudnie pognębią,

gdy będą dręczyć swych wrogów w oborach,

gdy będą ludzkie gówna tratować.


Dać dwie obory - to drobiazg tyci,

gdy jest się władcą, królem Elidy.

Mam przecież mnóstwo obór wokoło.

Prezent dla dzieci będzie drobnostką.” 


Ma podły, wstrętny, zdradziecki Augiasz

ogromnie wiele takowych budynków.

Okropnych obór posiada ten władca

po prostu bez liku, bez liku, bez liku!


Ach, w kupach toną jego obory.

Gnojowe masy rzucają się w oczy.

Sterty gnojowe w oborach spiętrzone

wznoszą się w górę ciągle i ciągle!


Kupy cuchnące w oborach gniją.

Niedługo one się same podźwigną!

Niedługo one staną na nogi

i będą miały podłe humorki...


Wstrętne fekalia.

Kałowe bagna.

Uwielbia kupy 

swych synów Augiasz.


W żadnej takowej oborze

mieszkać nie może

żaden 

normalny, 

zwyczajny 

człowiek! 


W takich oborach, 

w gnoju okowach,

zwierzątka się mogą poczuć jak w domkach.

Ale nie można w nich więzić ludzi!

Niech Augiasz podłości sobie odpuści...


Augiasz jest jednak innego zdania...

Swe okrucieństwo w swych synków wtłacza...

Wtłacza i wtłacza,

wtłacza i wtłacza,

wtłacza i wtłacza,

wtłacza i wtłacza. 


Każda z tych obór jest marniejąca.

Każda z tych obór jest zagrzybiona.

Każda z tych obór jest przeokropna.

Każda z tych obór tonie w fetorach.


Jakże śmierdzą owe obory!

Rosną i piętrzą się w nich odchody!

Lecz to Augiasza nic nie obchodzi!

Dla niego cudne są okropności...


Kał się w oborach piętrzy i piętrzy.

Wciąż wydalane są ekskrementy.

To nie warunki na ludzkie siedziby,

jednakże Augiasz inaczej myśli...


W oborach zwierzątka się załatwiają.

Od much natrętnych się odpędzają.

Śmierdzące odbyty kupy wydalają.

Obory odbyty kupami zaludniają.


A lepkie, wewnętrzne ściany tych obór

doprawdy straszne są w swym pokroju.

Przypominają popiersia z wosku.

Pełne są one grzybów i glonów.


Obory pączkują obficie kupami.

Kupowe placuszki układają się warstwami.

Lecz dla Augiasza to nic nie znaczy;

taki stan rzeczy monarchę bawi.


Zaniedbania nie są drobne!

Nie są wcale powierzchowne!

Lecz są one bardzo wielkie,

monstrualne i okropne!


A nie jest tak trudno w oborach posprzątać...

To nie jest praca wyłącznie dla herosa...

To nie jest przecież nadludzki wysiłek...

Czy trzeba czekać, aż heros tu przyjdzie?!


Tam mogą normalni ludzie posprzątać!

To nie jest robota tylko dla herosa...

Ale tych obór nikt nie chce sprzątać.

I taki stan rzeczy się władcy podoba...


A przecież z głowy nie spadnie korona,

gdy się w oborach troszkę posprząta!


Obory by mogli wysprzątać ubodzy.

Przydałyby się takie roboty...

Roboty publiczne, roboty publiczne

w tym stanie rzeczy by były właściwe.


Jednakże Augiasz nie jest zgorszony!

Władca Elidy nie jest wnerwiony!

Stanem tych obór nie jest wzburzony!

On stanem rzeczy jest urzeczony!  

Z powodu obór on jest radosny!


Stan tychże obór, wręcz alarmowy

Augiasza wcale nie czyni zgorszonym.

Wcale Augiasza to nie nurtuje,

iż te obory pływają w gównie!


Taki stan rzeczy można wykorzystać...

Więźniów w oborach można uciskać...

Augiasz chce synkom dać dwie obory,

by tam czynili okrutne psoty!


Wzywa swoich synów Augiasz.

Dwie obory chce im dać,

by w ten sposób ich urabiać,

by kształtować w synach hart.


„Ach, moi najdrożsi synkowie! -

oznajmia król Augiasz łagodnie -

Czy chce się wam zrobić kupy??

Ja zjadłbym fekalia łakomie.

Błagam o kupy, błagam, proszę!”


Wstrętne fekalia.

Kałowe bagna.

Uwielbia kupy

swych synów Augiasz.


Już jeden z synów monarchy rzecze:

„Od razu spełnimy twoje życzenie.

Specjalnie, specjalnie trzymaliśmy kupy.

Lecz teraz musimy je z dup wypuścić!

Ach, teraz musimy już sobie ulżyć...

Musimy, musimy już zrobić kupy!

Zaraz się każda kupka wynurzy.

Pożresz je pięknie, jeśli nie stchórzysz...

Trzeba nam gówna wyrzucić za burty!”


Zaś inny syn króla nagle oznajmia:

„Ty będziesz miał wszystkie odchody naraz.

Z pewnością muszę wypuścić balast.

Ależ to będzie przepyszny kawał!”


Kolejne dziecko Augiasza oświadcza:

„Ja zaraz odchody wydalić mam zamiar!

Zaraz się zjawi tu gówna fontanna!

A ciebie, mój ojcze, czeka ekstaza!”


Inny syn króla teraz oznajmia:

„Ja ci, mój ojcze, pełzać doradzam.

Niczym robaczek pełzać wypada,

gdy się odchody chłopców zajada.

Możesz też człapać niczym kaczuszka,

gdy będziesz w pupkach przekąsek szukał.

Możesz ty dreptać niczym kaczuszka,

gdy będziesz zjadał synowskie gówna.”


„Zaraz dla ciebie się zacznie wieczerza;

będziesz się, ojcze, jak piesek obżerał” - 

stwierdza kolejny syn bez sumienia.

Z kolei Fyleus jest cały w dreszczach.


(Fyleus to jeden z synów Augiasza,

ów organizmem Augiasz pogardza.)


„Mój Fyleusie, czy coś nie tak?

Czy kupy w twoich wnętrznościach brak?

Ty jesteś, mój drogi, calutki w dreszczach” - 

król Augiasz się śmieje z bladego młodzieńca.


Blady Fyleus do ojca oznajmia:

„Dziś w mojej pupie jest chyba awaria...”

Bardzo się boi ojczulka tyrana.

Zaś jego ojciec już drepcze jak kaczka.


Augiasz się chyba bardzo niecierpliwi.

Staje się nader, nader ruchliwy:

„Żaden z syneczków mi nie odmawia!!,

kiedy o gówno błaga go Augiasz!!” 


Mówi do ojca inna pociecha:

„Zaraz się zacznie łajna ulewa!”


Inny syn króla teraz oznajmia:

„W naszych odchodach, mój ojcze, się babraj!”

 

„Pożeraj odchody, ty się nie wahaj!” -

kolejne dziecko zachęca Augiasza.


„Czy trzeba cię, tatku, okrutnie smagać?” -

pyta kolejne dziecko Augiasza.


„Nie, nie, nie trzeba mnie dzisiaj smagać” -

pada odpowiedź ze strony tyrana.


„Czy masz, mój ojcze, szczególne życzenia?” -

kolejny chłopaczek pytaniem strzela.


„Ależ tak, ależ tak,

ja życzenia teraz mam!


Oto zjedzmy posiłek wspólnie!

w największej, najgorszej, rozkosznej rozpuście!

Zaraz zjemy posiłek wspólny!

Brat będzie bratu wyjadać z pupki!

Wszyscy pełzajmy niczym robaczki!

Pełzając, gówna z podłogi zjadajmy!

Wszyscy się cudnie całujmy!

Niech każdy się liże po brudnej buzi!

Proszę, synowie, liżcie swe pupki!

W usta się wszyscy namiętnie całujmy!

W kupach będziemy się cudnie tarzać!

W kupach będziemy się pięknie babrać!

Wszyscy będziemy się dosiadali!

Wszyscy będziemy się cudnie ruchali!

Wszystkich pokryją kałowe fontanny!

Odwagi, synowie, odwagi, odwagi!

Na tym podłym ziemskim padole

takie rozkosze są wielce dobre. 


Niech eksplodują gówna z dup!

Na siebie zrzucajcie fekalny gruz!

Będę wam lizał kupy ze stóp!

Sprawiajcie sobie wzajemnie ból!”


Już chłopcy pupy swe wypinają,

po czym ci chłopcy bezwstydnie srają!


Ach, co za koszmar!

Jak to tak można?!


Wstrętne fekalia.

Kałowe bagna.

Uwielbia kupy

swych synów Augiasz.


Mniam, mniam, mniam.

Chłopców kał.

Synków kał.

Mniam, mniam, mniam.


W wyniku całej, wstrętnej zabawy

Augiasz niezwykle został rozgrzany:


„Ja jestem teraz pełen energii!

Przyszła już pora na dwa prezenty!”


Oto skończyła się cała zabawa.

Już podły Augiasz do dzieci przemawia:


„Ja wam pragnę dać dwie obory,

byście w nich chłopców udręczać mogli.

Dręczcie tam swoich rówieśników!

Gdy umrą w gównach, to nic nie szkodzi!

Pozwólcie ofiarom się zadomowić.

Zróbcie z tych obór gnojowe groby!

Okrucieństwo musicie w sobie wyzwolić!

Musicie je w sobie uruchomić!

Ofiary trzymajcie długo przy życiu,

by co dzień rozkoszy mieć słodki wyrzut! 

Swych ofiar od razu nie zabijajcie!

Ofiary karmcie swym własnym kałem!

Depczcie te żałosne szmaty!

Przygniatajcie! 

Wykręcajcie!

Podle miażdżcie!

Nimi szarpcie!

Ich szyje stosownie, odpowiednio ściskajcie.

Na ciała swych ofiar obficie sikajcie!

W swe własne gówna ofiary odziewajcie!

W gównach ofiary zręcznie obtaczajcie!

Niech leżą ofiary w cuchnącym kale!

Niech leżą sobie w śmierdzącym szlamie!

Na twarzach ów ofiar wasze gówna rozsmarowujcie! 

Pysznymi fekaliami ofiary częstujcie!

Przysypujcie ofiary cuchnącymi kupami!  

Siadajcie na swe ofiary dupami!

Zrzucajcie im na głowy, na ich ciała ekskrementy!

Przy ofiarach bądźcie śmierdzący i spoceni!

Wysypujcie na chłopców cuchnące oborniki!

Traktujcie ich jak robaki, larwy, ścierwa i szkodniki!

Nie bądźcie dla ofiar w ogóle życzliwi!

Bądźcie dla chłopców podli, niemili!

Wkładajcie w ich usta swe cudne gówna!

Musicie na chłopców swe gówna zrzucać!

Przysypujcie ofiary gruzami fekaliów!

Puszczajcie w ich buzie wiaterki gazów!

Karmcie ofiary swym własnym kałem!

Karmcie, kochani, karmcie je strachem!

Kopcie te ścierwa, żałosne padliny!

Mnóstwo kierujcie w ich stronę śliny!

Kopcie ich codziennie niezmiernie mocno!

Ukazujcie codziennie swe słodkie szelmostwo!

Boleśnie swe stopy w ich ciała wbijajcie!

Żadnej litości ofiarom nie okażcie!

Wylewajcie na chłopców cuchnące szlamy!

Uderzajcie chłopców spoconymi stopami!

Kopcie brudnymi bardzo sandałami!

Rozgrzebujcie rękami ich krwawiące rany!

Obrzydliwościami możecie ich karmić!

Ich kosztem możecie się ślicznie bawić!

Każcie im błagać o resztki jedzenia!

Niech wasze gówna mają do trawienia!

Niech liżą wam stopy, żeby móc dostać ochłapy, pokarmowe resztki!

Spuszczajcie na nich obfite kałowe ulewy!

Zakleszczajcie ciała tych chłopców w żelaznych uściskach!

Nogami możecie ofiary swe gnieść, miażdżyć, upychać!

Miażdżcie tych chłopców w kleszczach nienawiści,

tak by ci chłopcy straszliwie wyli!

Nie pozwólcie im odpływać myślami do szczęśliwych wspomnień!

Niech będą te istoty ustawicznie zmęczone!

Zakłócajcie im sen, nie pozwalajcie im błogo spać!

Klapsy tym chłopcom przydadzą się nie raz! 

Możecie tych chłopców okrutnie chłostać!

Niech będą ofiary jak larwy się miotać!

Musicie stosownie ofiary swe związać!

Nie będzie to trudna dla was robota...

Żałosnych chłopców bez litości miażdżcie!

Cudne to będą dla was atrakcje!

Miażdżcie ich genitalia, kończyny, wrażliwe części ciała!

Możecie tych chłopców stopami ugniatać!

Przystawiajcie chłopcom pod nosy swe śmierdzące odbyty! 

Niech larw pilnują wśród was strażnicy!

Przystawiajcie chłopcom pod nosy swe śmierdzące stopy!

Boleśnie wbijajcie w ich ciała swe stopy!

Niech liżą wasze wspaniałe, spocone i brudne stópki!

Nie możecie ich z obór przenigdy wypuścić!

Zróbcie z nich wycieńczone szkielety.

Niech pełnią funkcję dla pupek siedzisk.

Nie możecie ich absolutnie przekarmiać.

Na ich żywoty musicie uważać!

Ciskajcie w ofiary wiele kamieni, ale uważajcie 

żeby od kamieni ich nie uśmiercić!

Bądźcie dla nich stosownie zaciekli.

Srajcie bezpośrednio na tych zaplutych nędzników.

Do gówien swoich musicie ich przykuć.

Plujcie na nich bezbrzeżnie obficie, a zwłaszcza na ich twarze.

Stosujcie wyzwiska bezbrzeżnie plugawe.

Wylewajcie na nich potoki obelg.

Niech te ofiary wpadają w trwogę.

Obrzucajcie tych chłopców wyzwiskowym błotem.

Niechaj ich ciała będą gównem otulone.

Z ofiar swoich łajdacko i często szydźcie. 

Niech cierpią długo w gnojowej lawinie.

Śmiejcie się z ofiar, wyśmiewajcie ich straszliwe położenie. 

Przyprawiajcie ich ciągle o drżenie.

Niech krztuszą się waszymi gównami codziennie.

Bez litości łamcie ich ścięgna i kości.

Niech oni z wdzięcznością pałaszują odchody. 

Rozrywajcie ofiary na strzępy, 

gdy już one będą się zbliżały do śmierci.

Musicie miażdżyć, kruszyć tych chłopców kręgosłupy nadziei.

Niech umierają w najgorszej, najokropniejszej boleści!


Lecz uważajcie, moi najdrożsi,

ażeby zbyt wcześnie nie umarli oni!

Niech jak najdłużej ofiary te cierpią,

nim w końcu owe ofiary zdechną.


Jutro obory będą gotowe!

Jutro gotowi będą więźniowie!

Jutro pokażę wam dwie obory -

dla więźniów nowe, cuchnące domki!


Koniec audiencji.

Koniec odwiedzin” -

Augiasz obwieścił.

Zaś dzieci odeszły.


Odeszli od króla chłopcy spoceni.

Odeszli od króla chłopcy bezczelni.

Jakże są piękne ich buziuleńki!

Jakże są piękne ich sylweteczki!


Odeszli od króla chłopcy spoceni.

Dla siebie nawzajem są przyjacielscy.

Ale Fyleus nie odszedł wraz z nimi.

W mniemaniu Augiasza Fyleus jest dziwny.


Fyleus w ojca swe oczy wlepił.


A Augiasz powiedział:

„Jakże ty śmierdzisz!

Czego ty chcesz, mój wyrodny synu?!

Nie wydaliłeś kupy z odbytu!

Bardzo jest nędzny z ciebie wytwór!

Nie mam ja z ciebie żadnego pożytku!

Zatruwasz moje i braci rozkosze!

Okropny jest z ciebie, okropny podlec!

Ty myślisz tylko, wyłącznie o sobie!”


„Mój ojcze, wypuść tych więźniów, proszę!

Obora dla więźnia to miejsce niegodne.

Oni w oborach umrą, mój ojcze!

Czy ty się nie martwisz tym ani trochę?!”


„Wcale się tym nie martwię, mój synku.”


„Proszę, ach, błagam, mój ojcze, się zlituj!”


„A może ty pragniesz, mój synku kochany,

być razem, wspólnie z tymi więźniami?...

Może chcesz razem być z ów larwami?

Ja mogę ci to prędko załatwić!

Ja mogę zaraz 

genitalia 

twe 

zmiażdżyć!

Ty wstrętny, wyrodny, nieposłuszny robaku!


Mój ty żałosny, drogi poczciwcu, 

głupi, cnotliwy królewiczu,

musisz słuchać mnie bez sprzeciwów!

W przeciwnym razie skończysz w śmietniku!


Czy nie znasz, mój drogi, tego świata mechanizmów?!

Nie wiesz, jak wiele jest wszędzie ucisków?!

Nie wiesz, że silny słabego miażdży?!

Mnóstwo na świecie ludzi to larwy!


Mogę cię wygnać z Elidy, mój miły,

mogę cię wygnać z mojej krainy!

Ty lepiej uważaj na swoje słowa!,

bo stanie się domem dla ciebie obora!!”


Pragnie być toteż posłuszny Fyleus,

by nie wywołać strasznego efektu.

Ojciec oznajmił nad wyraz jasno.

Oblecą go bracia za chwilkę chmarą.


Już dzień następny.

Straszne ekscesy!

Leżą w oborach

więźniowie biedni...


Chłopcy-więźniowie leżą w dwóch oborach.

Cierpią okropnie w tych gnojowych grobach.

Przysypywani są odchodami.

Na śmierć straszliwą są oni skazani...


Ich nagie ciała, sklejone fekaliami

przed światem skrywają ohydne ściany.

Chłopcy są w kupach wręcz zakleszczeni.

W łajna są oni jak larwy wtopieni.


Oczywiście są oni bezsilni.

Spływają na nich odchodów lawiny.

Oprawcy robią na ich buzie kupy.

Zaś wszędzie latają okropne muchy.


„Co za związane żywe trupy!”


„Ależ jest miło owe larwy dusić!”


„Jakież to wstrętne, żałosne szczurki!”


„Zaraz się będą kupskami krztusić!”


Obrażają ofiary podli książęta.

Lubią stopami ofiary swe deptać.


„Cóż za żałosne ludzkie robaki!”


„Jakież to śmieszne, bezradne larwy!”


„Ależ bym zmiażdżył tym larwom karczki!”


„Nie odpływajcie, więźniowie, myślami!”


„Cóż za żałosne, skopane padliny!

Nie mogą takie bezcześcić Elidy!

Wasza obecność powietrze zatruwa!

Będziecie umierać w gównach i brudach!”


„Żałośni i nędzni niewolnicy!

Liżcie z wdzięcznością nasze odbyty!”


„Zasrańce, ach, zasrańce!

Poczęstuję was zaraz kałem!”


„Wy zapluci, żałośni nędznicy!

Jedzcie z ochotą pyszne oborniki!”


„Plugawa, obrzydła, żałosna trzodo!

Kał na kolację okaże się nagrodą!”


„Złamiemy wasze kręgosłupy nadziei!

Niech nikt nie waży się być bezczelnym!”


„Lepiej bądźcie nam zupełnie posłuszni,

bo zaraz wpuścimy tutaj zwierzęta!

Będą lizać te wasze ciała

owe zwierzęce, potworne cielska!

One stratują was kopytami!

I zaciekawią się one ranami!”


„Wszelkie nieposłuszne sylwetki

rozerwę od razu, za moment na strzępy!”


„Ależ bym zabił o tego tutaj!”


„Wsadzę do pyska mu mnóstwo gówna!”


Oprawcy wydalają ekskrementy.

Kupy, ach, robią prosto na więźniów.


Wysypują też z wiader niekiedy

gówna swe własne na głowy więźniów.

 

Boleśnie wbijają w swych jeńców stopy.

Nie okazują żadnej litości.


Depczą reszteczki, reszteczki nadziei.

Lubią swych więźniów okrutnie kaleczyć.


Rozgrzebują swym więźniom rany.

Uderzają w ofiary stopami.


Zrzucają na jeńców potoki obelg.

Dają pokarmy z gównem sklejone.


Rozsmarowują na ich twarzach kupy.

Ach, niczym szmaty traktują tych ludzi.

Szarpią ich ciała potwornie mocno.

Spać przeszkadzają celowo, celowo.


Oprawcy ofiary wciskają w fekalia.

Trzymają ofiary w ohydnych szlamach.

Oprawcy sikają na swoje ofiary.

Plują w ich twarze gęstymi melami.


Oprawcy depczą swych ofiar ciała.

Zaś do jedzenia im dają fekalia.


Ciskają w ofiary kamieniami.

Karmią gęstymi plwocinami. 


Oprawcy ściskają niewolników szyje.

Obelgi w ofiary rzucają kwieciste.


Kopią oprawcy chłopięce ciała.

W usta i oczy wpychają fekalia.


O, Penejosie, o Alfejosie,

nie zmieńcie się z gniewu w straszliwy wrzątek!

Choć wy jesteście ze złości płaczące!

Choć wy jesteście z rozpaczy drżące!


Ciężko spoglądać na takie cierpienia...

Żaden z tych książąt nie ma sumienia...

Jak można ludzi tak torturować?!

Jak można ludzi tak trzymać w odchodach?!


O, okrutni, podli książęta!

Woda będzie o was pamiętać!

Żaden z was nie ma serca!

Żaden z was nie ma serca!


Jedna i druga rzeka będzie o was pamiętać,

o, okrutni i podli książęta!

Żaden z was nie ma serca!

Żaden z was nie ma serca!