czwartek, 30 stycznia 2025

Motyw przemiany w filmie „Nastoletni wilkołak dwa” (1987, reżyseria: Christopher Leitch) - Patryk Daniel Garkowski

Motyw przemiany w filmie „Nastoletni wilkołak dwa” (1987, reżyseria: Christopher Leitch) - Patryk Daniel Garkowski

  Bohaterowie filmów mogą się zmieniać, podlegać przemianom. Transformować. Przemiana dotyczyć może sfery zachowania postaci, jak i wyglądu zewnętrznego u bohatera. W lekkim filmie młodzieżowym pt. „Nastoletni wilkołak dwa” (1987, reżyseria: Christopher Leitch) mamy do czynienia zarówno z przemianą wyglądu, jak i zachowania. A zatem z przemianą aż w dwóch wymiarach, aż w dwóch sferach.

  Główny bohater dzieła filmowego - młodzieniec Todd Howard - aż do momentu rozpoczęcia studiów na uniwersytecie Hamiltona nie spodziewał się wcale, że jest wilkołakiem; mężczyzna mniemał początkowo, iż on wilkołactwa nie odziedziczył - wówczas postrzegał bycie wilkołakiem za osobisty problem. Za kłopot zatem. W przypadku rodziny Todda możliwość bycia takim stworzeniem okazuje się dziedziczna, lecz jego rodzice wilkołakami nie są. A zatem nie wszyscy z jego familii posiadają taką wilczą/wilkołaczą naturę. Istniała szansa, gdy chodzi o Todda, na bycie kimś zupełnie normalnym. 

  Jednakże wraz z rozpoczęciem nauki w szkole wyższej Todd zaczyna już ulegać przemianom w wilkołaka... Oto gdy bohater główny przychodzi zmienić plan zajęć u osoby odpowiedniej, to wtedy częściowo się przemienia - nieświadomie. Ma wtedy na krótko czerwone oczy, zaś jego czoło grubieje i dziwnie pulsuje. Ale chwilkę później student Todd wygląda już zwyczajnie, jak normalny człowiek. Wtedy jeszcze nie zaszła całkowita, stuprocentowa transformacja Todda w wilkołaka. 

  Todd - bohater pierwszoplanowy filmowego dzieła - otrzymał stypendium w prestiżowej szkole wyższej, czyli na Uniwersytecie Hamiltona. Jego kuzyn - Scott - był wilkołakiem i wiedział o tym trener, który Todda zarekomendował. To dzięki bowiem trenerowi, który zarekomendował młodego mężczyznę, Todd otrzymał stypendium w tak prestiżowej szkole. Trener owy pragnął, aby Todd stanął na ringu i był bokserem, aby przynosił on chlubę ich szkole. I tego samego oczekiwał apodyktyczny, przykry dziekan uniwersytetu. 

  Kiedy dziekan przybył na trening boksu Todda, to był niezadowolony, ponieważ widział, że Todd (człowiek/w formie ludzkiej) nie umie boksu, że wcale nie jest ten pierwszoroczniak znakomitym zawodnikiem. Toteż Todd, jako człowiek, nie miał odpowiednich umiejętności bokserskich, był słaby, pozbawiony siły fizycznej; nie wyróżniał się śmiałością. A przecież dziekan życzył sobie, ażeby Todd jego placówce niebawem przynosił chlubę, chwałę, ażeby błyszczał siłą, bokserskimi umiejętnościami. 

  Ponieważ Todd chciał zostać weterynarzem, to zapisał się na zajęcia z biologii u profesor Brooks. Przystojny ten młodzieniec przejawiał zapał do nauki. A jednocześnie był kimś niepopularnym w szkole. Jednak to wkrótce uległo zmianie... Za sprawą przemian w wilkołaka, w konsekwencji osiągania sukcesów bokserskich przez młodego wilkołaka. Popularność Todd mógł w swojej szkole zdobyć za sprawą przemian w owłosionego, aroganckiego i śmiałego stwora i jednocześnie dzięki fenomenalnym sukcesom w boksie.

  Oto kiedy Todd przybył na potańcówkę, to tam, nieoczekiwanie, nie kontrolując swojej przemiany, stał się wilkołakiem. Tańcząc z pewną kobietą, zaczął się pocić na twarzy. Nagle wyrosły mu długie, obrzydliwe paznokle u rąk. Zmieniło się także zachowanie u tego mężczyzny - otóż złapał tańczącą z nim dziewczynę za pupę. I nagle Todd spostrzegł, że jego paznokcie są takie długie, obleśne. Nie odczuwał on zadowolenia z powodu pozbawionej kontroli transformacji. Tańcząca z nim kobieta zauważyła, że student strasznie się poci. I rzeczywiście na twarzy Todd był strasznie spocony. Jego czoło pulsowało, grubiało, zapowiadając dalsze, następne przemiany ciała. Uszy młodzieńca nagle się wydłużyły. Błyskawicznie wyrosły mu duże kły. I za chwilkę Todd był bardzo owłosiony na dłoniach, miał on bujny, gęsty zarost na twarzy, bujną - inną niż przed momentem - fryzurę. Takim wyglądem Todd wywołał niemiłe wrażenie u swojej tanecznej towarzyszki, która nazwała go psem. Bardzo wymowne to określenie... Todd wybiegł z pomieszczenia. Jednak za moment, w akademiku będąc, Todd już wyglądał normalnie, wygląd wilkołaka zanikł więc ekspresowo. Tą całą przemianą bohater był zdenerwowany. Nie cieszył się z niej. Jednak z czasem przyszła akceptacja wilkołaczej natury. I to zarówno akceptacja ze strony samego innego od reszty studenta, jak i jego otoczenia. 

  Zważyć należy, że Todd w formie ludzkiej był człowiekiem przystojnym i sprawiał dobre, miłe wrażenie. Urody mu nie brakowało. Jednak jako wilkołak wyglądał paskudnie, okropnie, wyróżniał się on wtedy bujnym, odstręczającym owłosieniem. Jako wilkołak Todd nie sprawiał dobrego wrażenia, nie wzbudzał sympatii, przejawiał wówczas arogancję i był prymitywny, próżny. A jego rysy twarzy stanowiły inne, wyostrzone, zdeformowane. Jego okropny wygląd wilkołaka zwracał uwagę otoczenia. Toteż przemiany Todda w kudłatego wilkołaka przynosiły mu znaczne pogorszenie aparycyjne (wyglądowe). Z człowieka ładnego, przystojnego przeistaczał się w obrzydliwą, okropną, brzydką kreaturę. 

  Gdy jeszcze Todd nie odnosił sukcesów w boksie i nie był dla szkoły chlubą, to ludzie mu dokuczali (wiedząc już, że jest wilkołakiem). Oto w sali wykładowej podłożono Toddowi mrówki, które go błyskawicznie oblazły. Zaraz zaatakowany przez małe stworzonka mężczyzna zaczął się dziwnie ruszać, wyczuwając na sobie maleńkich intruzów. Ofiara płci męskiej musiała opuścić wykład niezwłocznie. Ludzie mieli ubaw.

  Dziekan zaś zagroził Toddowi, że jeżeli ten zawiedzie ich, to obdzwoni wszystkie uniwersytety i już nigdy, nigdzie chłopak studiów nie ukończy. Okropna perspektywa. A zatem Todd był pod presją. Młodzieniec miał szansę zatrzymać stypendium, jeśli będzie osiągał sukcesy w boksie. A te sukcesy mógł on osiągać wyłącznie będąc w formie cielesnej potężnego wilkołaka.

  Przed pokojem w akademiku, w jakim sypiał Todd, zawieszono napis: Nie wprowadzać psów. Prócz tego ktoś postawił mu przed drzwiami pokoju mieszkalnego miskę z obrzydliwą psią karmą. Z kolei na zajęcia z biologii, na które Todd miał przygotować referat, jakiś człowiek mu podmienił owe wypracowanie na jakiś przykry, dokuczliwy materiał graficzny z psem i ośmieszającym napisem. 

  A zatem Toddowi dokuczano. Lecz jednak były persony, które przychylnie się do bohatera odnosiły, np. jego znajoma z zajęć z biologii i również nauczycielka biologii - pani Brooks. Koleżanka Todda Howarda z zajęć biologicznych była dla niego życzliwa i nawet spontanicznie pocałowała go.     

  Na meczu bokserskim, będąc w formie ludzkiej, Todd unikał ciosów przeciwnika i nie radził z nim sobie. Przeciwnik go uderzał i nad nim triumfował. Todd padł na matę od jednego z silnych uderzeń. Lecz nagle Todd przeistoczył się w owłosionego wilkołaka. Miał wtedy bujne owłosienie na nogach, na rękach, na twarzy. Na większości ciała. Wyostrzyły się u głównego bohatera rysy twarzy. Wówczas nie był przystojny. Inny nos miał. Nagle posiadał duże kły. Stał się bardzo silny i skoczny, potężny, agresywny niewerbalną swą mową. Był zaczepny, nie obawiał się. Nie przytłaczał go wcale strach. Nabrał śmiałości. Zwracał uwagę odwagą oraz brzydotą. Co dziwne, pozwolono mu dokończyć walkę z jego przeciwnikiem. Okazało się, że jako wilkołak Todd bardzo dobrze umiał się bić. Był on znakomitym, perfekcyjnym bokserem - w formie wilkołaka. Z łatwością pokonał swego przeciwnika. A kibice się cieszyli; ludzie wcale się jego nowej formy nie obawiali. Za moment podniesiono Todda. Nikt nie bał się potwora. Także i dziekan, widząc triumf Todda, był z chłopaka zadowolony. 

  Później, na imprezie Todd figurował jako ważny gość. Brylował. Kobiety przy nim tańczyły chętnie. Ludziom się Todd podobał - jako wilkołak. Wyraźnie można było dostrzec, że główny bohater, w tej pracy poddany analizie, stał się popularny i lubiany przez środowisko uczelniane. Już mu nie dokuczano. Todd na owym wieczornym wydarzeniu przebywał w formie wilkołaka i paradował potem w dzień po terenie kampusu właśnie jako wilkołak. A - przy ludziach - po frisbee rzucił się jak pies, czym zdobył aprobatę oglądającej go publiczności. Także podczas treningu bokserskiego był w formie wilkołaka, a nie człowieka. A zatem celowo nie przechodził w formę człowieka, skoro był lubiany jako wilkołak, mimo że nie był wtedy w ogóle przystojny.

  Jednak Todd występował także w formie ludzkiej, jako człowiek. W formie ludzkiej będąc, od jednej z nauczycielek, chyba matematyki, dostał z powrotem sprawdzian - z oceną A+, zapewne niesprawiedliwą. W formie ludzkiej był arogancki wobec dziekana, w jego gabinecie postawił nogi na stole. Co za brak kultury ze strony młodzieńca! Todd otrzymał od dziekana uniwersytetu kluczyki do luksusowego samochodu. Wehikułem tym Todd jeździł wraz z kolegą, będąc wtedy w formie wilkołaka.

  Toteż Todd był bardzo pewny siebie - zarówno w formie ludzkiej, jak i w formie wilkołaczej. A tę pewność siebie uzyskał on, ponieważ stał się popularny, lubiany jako wilkołak. Jako brzydki stwór mógł osiągać wielkie sukcesy w boksie. Todd przynosił szkole chlubę dzięki wilkołaczej potędze, sile fizycznej. Toddem-bokserem interesowały się pewne kobiety, ale to dlatego, że był popularny i że przybierał formę potężnego, nader silnego wilkołaka. Todd zaczął otrzymywać bez wysiłku świetne oceny.

  Jednak pani Brooks, ucząca biologii, zauważyła w rozmowie z aroganckim Toddem, że ten schodzi na złą drogę. Było to prawdą. Tak było w istocie. Ona nie faworyzowała go, nie zawyżała mu ocen. A Todd, na fali popularności, uznał, że nie są mu potrzebne zajęcia z nauki o życiu; nie liczyła się dla niego nadchodząca egzaminacyjna sesja. Jego niedawne priorytety uległy dezaktualizacji, destrukcji. Już młodzieńcowi nie zależało na nauce, dzięki to której mógłby zostać w przyszłości weterynarzem, leczącym zwierzątka.

  Koleżanka Howarda z zajęć biologicznych powiedziała mu, że tęskni za dawnym Toddem. Lubiła go ona już wtedy, kiedy nie był popularny. Z kolei Todd uznawał, że bycie wilkołakiem to dar od losu i że ma obowiązek go wykorzystać. A więc zmieniła się u bohatera pierwszoplanowego filmu perspektywa. Zmieniło się u niego postrzeganie. Już nie uważał on bycia wilkołakiem za jakiś problem. Dziewczyna wyznała, że darzy uczuciami Todda człowieka, a nie wilka, inaczej niż cała reszta. Natomiast współlokator z akademika nazwał organizm, nieuczący się do nadchodzącej sesji egzaminacyjnej, palantem

  Oto szybko Todd zaczął żałować swego postępowania, swej arogancji. Mężczyzna żałował, że zranił pewne osoby. Pogodzony z koleżanką młody człowiek zaczął się intensywnie uczyć na egzamin u pani Brooks, który wcześniej przegapił, lecz jednak miał możliwość przystąpienia do egzaminu - w ramach sesji poprawkowej.  

  Todd postanowił, że na turnieju bokserskim wystąpi w formie ludzkiej. Co znamienne, pojawiając się na tym wydarzeniu sportowym, na ringu - jako człowiek, a nie bestia - wywołał rozczarowanie u tłumu. Jednak pani Brooks była zadowolona, ucieszyła się. Z kolei dziekan zdenerwował się, gdy na ringu Todd występował w formie ludzkiej - zagroził młodzieńcowi, że wyleje go ze szkoły. Natomiast współlokator Todda oznajmił, że taki był z niego fajny wilk... Wiadomo, że będąc w formie ludzkiej, Todd nie posiadał wybitnych umiejętności bokserskich, odznaczał się fizyczną słabością. On nie umiał się wówczas sprawnie bić.

  Walcząc w formie ludzkiej na bokserskim turnieju, Todd początkowo przegrywał z dominującym nad nim przeciwnikiem, dalece silniejszym. Lecz ostatecznie Todd wygrał, będąc w formie ludzkiej, z tą personą, co było doprawdy zaskakujące. 

  Reasumując, motyw przemiany obecny w filmie dla młodzieży: „Nastoletni wilkołak dwa” dotyczy zarówno transformacji wyglądu zewnętrznego, jak i charakteru, zachowania, postaw u bohatera głównego. Todd Howard - z przystojnego człowieka - przemieniał się w brzydkiego, bardzo silnego, potężnego, owłosionego wilkołaka. Jako potwór doskonale radził sobie na ringu. Był jako wilkołak wspaniałym, perfekcyjnym bokserem. Dzięki sportowym sukcesom oraz przemianom młody mężczyzna zdobył pozytywną popularność w swym środowisku społecznym. Jednakże bohater stał się przy okazji przykrą, arogancką, próżną personą. Pod koniec filmu Todd żałował swojego postępowania, swojej arogancji, tego, jak zranił pewne osoby mu bliskie. 

  Jego przemiany przynosiły mu zarówno korzyści osobiste, jak i miały swoje złe strony, negatywne skutki. Na początku filmu - jako człowiek - Todd sprawiał miłe wrażenie, wtedy budził on sympatię, był uroczy; zależało mu na nauce, na biologii, na osiąganiu naukowych sukcesów. Jako wilkołak natomiast sprawiał on niemiłe wrażenie, był wówczas Todd człowiekiem aroganckim i przykrym, odstręczającym, chociaż posiadał wtedy nadludzką siłę, był zwinny i skoczny, nader potężny fizycznie. Przemiany w wilkołaka zmieniły psychikę, umysł Todda, zmieniły Todda jako człowieka, jako człowiek stał się on bowiem prymitywnym i aroganckim kobieciarzem, niezainteresowanym nauką, w tym biologią; był próżny, on nie cechował się skromnością. Lecz na pochwałę zasługuje fakt, iż Todd żałował swojego zachowania, tego, że zranił bliskie mu osoby, że nie przykładał się do nauki. Końcowa część kompozycyjna filmu korespondowała ze zmianą u bohatera głównego - ze zmianą na lepsze, gdy chodzi o jego zachowanie, o postawy, priorytety. Pod koniec filmu mężczyzna wyraźnie zmądrzał. Sądzę, że to bardzo dobra egzemplifikacja bohatera dynamicznego.









Bryczku, Bryczku - Patryk Daniel Garkowski

Bryczku, Bryczku - Patryk Daniel Garkowski


Dlaczego, mój Bryczku, jesteś filiżanką?

Czym zawiniłeś?

Czy jest to karą?


Porcelanowy chłopczyku,

Niezmiernie mi ciebie szkoda!

Czy los tak ogromnie przykry

Musiał doprawdy cię spotkać?


Niegdyś ty byłeś człowiekiem,

Lecz stałeś się zwykłym naczynkiem.

Dzieciństwo twoje, ach, mój kochany, 

Przez podłość zostało zabite...


Wydaje mi się to nader,

Okropnie niesprawiedliwe,

Że jesteś jedynie przedmiotem,

Że jesteś tylko naczynkiem.


Mściwe zaklęcie

Trwające chwilkę

Wydarło z ciebie

Tkanki mięsiste.


Podłe zaklęcie

Moment trwające

Zdusiło kości

Nadal rosnące...


Nie możesz się bawić

Jak inne dzieci,

Taplać się w błotku,

W plugastw oparach...


Świat to jest bagno,

Rynsztok ohydny.

Nie żałuj siebie

I bądź cierpliwy.


Pryśnie zły urok,

W końcu się skończy!

Dobiegnie kresu

Działanie klątwy.


Ty znowu będziesz młodym człowiekiem -

Miej taką dobrą, pożywną nadzieję!

Wytrwaj spokojnie.

Trzymaj się dzielnie.


Czas płynie prędko 

W mulistej herbatce.

Nim się obejrzysz,

Będzie jak dawniej...


Będziesz człowiekiem,

Szybko dojrzejesz; 

Chłopaczkiem starszym

W końcu ty będziesz.


I może kiedyś napijesz się pysznej herbaty,

Będąc człowiekiem - chłopcem kochanym.

Ustami dotkniesz swej filiżanki.

W ruch będziesz wprawiać swe męskie wargi.


Choć teraz zamknięty jesteś w porcelanie, 

To nadal żyjesz - to przecież ważne!

Nadal ty jesteś na tej podłej planecie.

Ach, mój kochany, trzymaj się dzielnie!


Za wielkie jednak czynisz akrobacje.

Bądź ty spokojny - ja dobrze ci radzę.


Za szybko pędzisz.

Nic nie uważasz.

Bądź spokojniejszy -

Tak ci doradzam.


Ty jesteś kruchy,

Nader delikatny;

Jesteś, chłopczyku,

Niewytrzymały.


Nie chcesz stać grzecznie,

Gdy tego trzeba.

Nie sprawiasz, kochany,

Dobrego wrażenia.


Pędzisz szaleńczo,

Jesteś zbyt żwawy, 

Zbyt rozbrykany...

Zbyt rozbrykany...


A grzeczna filiżanka nie pędzi, nie biega.

Na siebie uważa,

Unika zniszczenia!


Już jesteś, mój drogi, pokiereszowany...

Powinieneś być bardziej, Bryczku, uważny!

Twa krawędź została, jak widzę, odłupana -

Brzydkie wrażenie stanowczo sprawia.


Będąc w porcelanowej pułapce,

Grzecznym być można naturalnie.

Nawet i w formie porcelany

Chłopiec być może grzeczny i kochany.


Nie przysparzaj zmartwień swej mamie.

Zachowuj się grzecznie oraz przykładnie.

Nie prykaj bąbelkami herbaty,

Nie chwal się takimi prutkami...


Niech twój pęd nie skończy się płaczem.

Nie spraw, by serce twej mamy zostało złamane.

Bądź ty uprzejmy, a także miły,

Ażeby ręce cię jakieś nie zbiły...


Ach, wytrwaj do kresu klątwy!

Zły urok na pewno się skończy!

Ty miej nadzieję i czekaj.

Niech nie rozpiera cię zbytnio energia...


Dotrwaj do kresu klątwy!

Zły urok na pewno się skończy!

Ty uniknij rozbicia się w drobny mak...............

Skończy się w końcu okrutny czar...






Motyw zbiorowej odpowiedzialności w filmie: „Piękna i Bestia” (2017, reżyseria: Bill Condon) - Patryk Daniel Garkowski

Motyw zbiorowej odpowiedzialności w filmie: „Piękna i Bestia” (2017, reżyseria: Bill Condon) - Patryk Daniel Garkowski

  Czym takim jest zbiorowa odpowiedzialność? Otóż, bez wątpienia, okazuje się ona rodzajem kary. To typ represji. Odpowiedzialność zbiorowa polega mianowicie na tym, że za czyn, za postępek czy winę kogoś/jednej persony odpowiada cała grupa/całe otoczenie, do której/którego ta jednostka przynależy. Toteż zgodnie z konstruktem zbiorowej odpowiedzialności grupa/otoczenie ponosi karę za jakąś winę bądź za winy/przewinienia pojedynczego człowieka. Zbiorowa odpowiedzialność może figurować jako niesprawiedliwy, a także wielce prymitywny typ kary, społecznej sankcji. Represji. 

  Oto prostym przykładem takiej odpowiedzialności zbiorowej okaże się choćby ukaranie całej klasy z powodu tego, że pewien niegrzeczny uczeń z tej społeczności (nie wiadomo jednak który) porysował samochód nauczycielki od matematyki. Łagodną karą zbiorową może wówczas okazać się, na przykład, konieczność pozostania w klasie uczniów na przerwie do tej pory, aż któreś z dzieci przyzna się do swego występku. Z kolei bardziej dotkliwe dla młodych person byłoby ukaranie całej klasy przyznaniem wszystkim z niej dzieciom punktów ujemnych z zachowania - z powodu tego, że nie wiadomo który dokładnie uczeń porysował wehikuł okrutnego, zbytnio wymagającego pedagoga. Jasno uwidacznia się w tych egzemplifikacjach niesprawiedliwość konstruktu grupowej odpowiedzialności... I tak jak i w życiu codziennym, tak i w kulturze, w sztuce pojawić się może problem zbiorowej odpowiedzialności.

  W filmie: „Piękna i Bestia” (2017, reżyseria: Bill Condon) pojawia się motyw odpowiedzialności zbiorowej. Urzeczywistnienie jej miało związek z przybyciem do zamku księcia starej kobiety, która w rzeczywistości była czarodziejką - ukrytą jedynie pod przebraniem starowinki. Oto jej magiczna działalność urzeczywistniła zbiorową karę w świecie przedstawionym filmu-baśni.

  Kiedy to trwał bal w siedzibie pozbawionego miłosierdzia i empatii księcia, nagle do jego pięknej rezydencji przybyła uboga postać... Jakaś staruszka... Wystawiła ona głównego bohatera na próbę. Ona pragnęła tymczasowego schronienia. Trwała przecież burza na zewnątrz... Zaproponowała księciu różę - wszakże nic cennego; kwiatuszek ten miał być darem dla nieżyczliwego księcia. Jednak podły pan na zamku starowinkę wyśmiał, on ewidentnie czuł wobec tej niezaproszonej przybyszki odrazę, wstręt. Propozycja starszej pani została przez niego wręcz machinalnie, automatycznie odrzucona. Żebraczka oznajmiła księciu, że nie powinien on dać się zwieść pozorom. Ona rzekła prócz tego, iż piękno bywa głęboko ukryte. Jednak niewzruszony tymi prawdami książę wcale nie zmienił swej decyzji. Był on człowiekiem pozbawionym dobrego usposobienia, pozbawionym empatii, miłosierdzia, mężczyzną nieżyczliwym oraz okrutnym. Prowadził hedonistyczny tryb życia, nie troszczył się o innych. Książę z filmu: „Piękna i Bestia” nie był dobrym człowiekiem, poddanych swoich uciskał podatkami. A zatem stanowił on postać negatywną. 

  Jednak dzięki interakcjom z Bellą zmienił swój charakter na lepsze. Można zatem określić go jako bohatera dynamicznego, a nie statycznego, ponieważ przeżył on wewnętrzną przemianę. Z bohatera negatywnego stał się, najwidoczniej, pozytywnym. Lecz długo mu to zajęło... Wymierzenie mu kary przez czarodziejkę - w ostatecznym rozrachunku - wpłynęło w przypadku bohatera na dokonanie w nim zmiany wewnętrznej - modyfikacji charakteru.

  Nieprzyjęta na nocleg staruszka nagle odrzuciła swą formę i ukazała się ludziom jako czarodziejka. Emanowała światłem. I już przymierzała się do ofiarowania kary/kar. Nie tylko bowiem księcia pragnęła ona ukarać. A błaganie o litość nic księciu nie pomogło. Niczego nie dało. Ratowanie własnej skóry nie zakończyło się sukcesem. Czarodziejka stała się sędzią. Ale czy miała ona prawo do takiego osądzenia? Kto dał jej takie uprawnienie? Czy czarodziejka dokładnie rozważyła winy podmiotów, które pragnęła tak straszliwie ukarać? Nie przeprowadziła przecież wnikliwego, rzetelnego procesu sądowego dla księcia ani dla mieszkańców zamku. Kierowała się tylko jakimś impulsem...

  Oto władająca magią bohaterka przemieniła księcia - złego, pozbawionego: dobroci, empatii i życzliwości człowieka - w potwora. Dotąd przystojny mężczyzna błyskawicznie uległ transformacji w obrzydliwe, szkaradne, przerażające monstrum. Jednak nie tylko rozpuszczony książę o złym sercu został ukarany, o nie. Albowiem czarodziejka rzuciła klątwę na mieszkańców zamku, na służbę książęcą, na cały zamek, na przestrzeń, z którą negatywny bohater był powiązany. A zatem władająca magią kobieta wymierzyła odpowiedzialność zbiorową, ukarała nie tylko samego księcia, ale i jego służbę, otoczenie, w tym chociażby zaczarowała dziecko jednej ze służących - chłopca - on stał się filiżanką - zwany był Bryczkiem (to tak zwane imię znaczące, bo wskazuje na energiczność, skoczność, brykanie bohatera-przedmiotu). Mama chłopca natomiast także została zamieniona w przedmiot użytku codziennego, w element stołowej zastawy, a mianowicie w imbryk. Konieczność bycia przedmiotem musiała stanowić straszliwą niedogodność dla każdej ofiary rzeczonego złego uroku.

  Służbę księcia spotkała więc dotkliwa kara. A z motywem zbiorowej odpowiedzialności, w filmie obecnym, koresponduje motyw magicznej przemiany. 

  Czarodziejka użyła magii wobec zamku, jak i wobec mieszkańców tejże książęcej siedziby. Co więcej, w wyniku działania potężnego uroku książę wraz ze służbą zostali wyparci z pamięci innych mieszkańców. Familie, bliscy nagle zapomnieli o tych, którzy księciu służyli. Oczywiście zła klątwa mogła prysnąć, dobiec kresu, ale pod pewnym warunkiem - zdawałoby się bezbrzeżnie trudnym do spełnienia. 

  Jednakże dotkliwa kara zbiorowa trwała długo, ponieważ jak wiadomo z filmu, minęły całe lata, nim książę i jego służba, otoczenie zostali od przykrego uroku uwolnieni. Toteż odpowiedzialność zbiorowa wymierzona przeciwko tym wszystkim ludziom, rozumiana jako sromotna dolegliwość, trwała czas niekrótki. Dlaczego kara dla służby księcia, mieszkańców zamku trwała równie długo jak kara ich pana, skoro ewentualna wina służby nie mogła się równać winie pozbawionego życzliwości i miłosierdzia księcia?  

  Zważyć również należy, iż persony-przedmioty coraz bardziej zatracały swą ludzkość. Wraz z upływem czasu klątwa postępowała. Dostojnej śpiewaczce, która została zamieniona w szafę, coraz bardziej dokuczała senność. Ale nie tylko ospałość stanowiła poważny problem na łonie tej społeczności rzeczy-ludzi. Oto określone przedmioty - wraz z opadaniem płatków z czarodziejskiej róży - zaczęły chociażby bardziej skrzypieć. A u jednego z przedmiotów o ludzkich cechach (niegdyś człowieka płci żeńskiej - pewnie sprzątaczki) pojawiały się nowe piórka, przypominające oczywiście o zatracaniu ludzkich cech, o postępowaniu makabrycznej przemiany. Z kolei zamek się walił, pogrążał w destrukcji, stawał się on po prostu ruiną. Magia czarodziejki okazywała się szalenie silną i potężną. Wymierzona przez kobietę kara magiczna zdawała się być aż nazbyt surową, zbytnio wygórowaną, przesadzoną. 

  Oto wraz z opadnięciem ostatniego płatka róży poddani reifikacji ludzie mieli stać się zwyczajnymi rzeczami - pod koniec filmu można to wzruszające zjawisko zaobserwować. Kiedy to ludzie-przedmioty, w tym Bryczek, wygaśli, zatem gdy stali się tylko rzeczami, to płakałem - scena zaniku cech antropomorficznych u zaczarowanych w przedmioty ludzi stanowiła wzruszającą. Jakże Bryczek kochał swoją drogą mamusię! Okrutna magia uwięziła, skrępowała obydwoje w formach przedmiotów. I nie tylko ich. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło... Ci wszyscy ludzie nie umarli... Niebawem wrócili do swoich ludzkich - pierwotnych postaci. Wielce straszny rodzaj śmierci nie był im więc pisany. 

  A może dzięki temu, że otoczenie księcia, że mieszkańcy jego zamku tak samo jak ich pan zostali ukarani, to mogli jakoś wymóc na księciu poprawę zachowania - jako towarzysze niedoli? Ponieważ przebywali w bliskiej styczności przestrzennej z Bestią, to mogli służący wywierać na bohatera pewien wpływ, zwłaszcza mam tutaj na myśli służących: Płomyka - człowieka zamienionego w świecznik i Trybika - służącego zamienionego w zegar oraz Panią Imbryk. No i nie należy zapominać, że Bestia musiała coś jeść, coś pić musiała. Widocznie wolą czarodziejki było, ażeby zaklęci w przedmioty ludzie dalej podłemu księciu służyli. Może według niej personel nie powinien uwolnić się od okrutnika i o nim móc cudownie zapomnieć... Im nie został ofiarowany dar niepamięci...

  Przemiana głównego bohatera filmu w monstrum, kreaturę oraz transformacja jego służby, mieszkańców zamku w przedmioty, w rzeczy, to naturalnie motyw baśniowy. Takie fantastyczne elementy właściwe są dla gatunku zwanego baśnią. Baśnie zazwyczaj kończą się szczęśliwie, tak, ale nie wszystkie. Natomiast doprowadzenie do odpowiedzialności zbiorowej może być efektem wykorzystania nadprzyrodzonych, czyli cudownych mocy. Karę zorganizowała dla ludzi czarodziejka. Ona wyzwoliła sankcję, poważną represję. Czy jednak ta bohaterka reprezentowała dobro? Czy była ona pozytywną, dobrą postacią? Wróżką dobrą i miłą? Można się nad tym głęboko spróbować zastanowić... Dlaczego ona zaczarowała nie tylko samego księcia, ale i jego służbę także, w tym nawet i małego chłopca - dziecko? A cóż ten chłopiec zawinił? W jaki sposób zasłużył na przemienienie w delikatną filiżaneczkę? Łatwo się mógł stłuc. Jako naczynie mógł się uszkodzić bez trudności. Czy chłopiec, będąc jeszcze w swej ludzkiej formie, również okazywał bierność wobec zła? A co mógł on poradzić na zachowania wielkiego pana na zamku tak mały chłopiec? 

  Bella rozmawiała z Panią Imbryk i z przedmiotami. Oto główna bohaterka spytała, dlaczego tak tym przedmiotom-ludziom na księciu-Bestii zależy. Dziwiła się ich służalczej postawie. Oto Bella zauważyła, że ci ukarani magicznie służący są niewinni, że Bestia ściągnęła na nich klątwę. Lecz Pani Imbryk (mama Bryczka) odparła na to Belli, że to nie takie proste. Oznajmiła Pani Imbryk, że gdy książę - ich pan - stracił matkę, to jego okrutny ojciec robił z dobrego chłopczyka potwora do siebie podobnego - zaś służba była wobec owego problemu bezczynna. A zatem bezczynność wobec zła, wobec braku empatii, braku dobra, braku miłosierdzia, bierność - właśnie to wszystko wpłynęło na odpowiedzialność, na karę w postaci czarodziejskiej transformacji. Tak należy bynajmniej mniemać, ponieważ w filmie nie wyjaśniono odpowiednio przyczyn, powodów postępowania czarodziejki. Można jedynie spekulować w tej materii.

  Z drugiej jednakże strony czarodziejka wymierzyła nader okrutną, srogą, niesprawiedliwą i przesadzoną karę służbie księcia, otoczeniu społecznemu tegoż bohatera. Jak bowiem dokładnie ci wszyscy ludzie byli winni? Czym zawinili oni? Przez czarodziejkę groziło im całkowite zatracenie cech ludzkich - opadnięcie ostatniego płatka róży mogło im przynieść zbiorową śmierć, zgubę definitywną. 

  Gdy jednak - pod koniec filmu - czarodziejka słyszy na własne uszy, jak Bella mówi do umierającej Bestii, że ta księcia kocha, to wówczas odczarowuje wszystkich tych biednych ludzi, w tym zaś i księcia. Film-baśń ma więc szczęśliwe zakończenie. Oto uzdrowiona Bestia z powrotem jest człowiekiem, a przedmioty stają się ludźmi. Ich bliscy przypominają sobie o nich, pamięć im cudownie wraca. A zamek magicznie się odbudowuje, naprawia, przemienia ze szkaradnego, ponurego i mrocznego, zrujnowanego, posępnego zamczyska w piękną, prześliczną rezydencję. W dawny - wspaniały dom władcy. Zaś zakochana Bella żyje razem z księciem jako jego partnerka. A książę, jak można sądzić, stał się już dobrym człowiekiem, szanował już inne persony, okazywał miłosierdzie. 

  A zatem ukaranie go przyniosło pewne pozytywne skutki, rezultaty społeczne. Chociaż jego przemiana charakteru jest zasługą interakcji z Bellą, poznania tej kobiety. Bestia w Belli się zakochała. Bella na księcia bardzo wpłynęła. Jednak bez ukarania głównego bohatera i mieszkańców zamku przez czarodziejkę, najpewniej książę nigdy by Belli nie poznał i dalej byłby on okrutnym, pozbawionym miłosierdzia potworem w ludzkiej skórze.

  Lecz czy magiczna kara jakoś naprawiła umysły u zreifikowanej służby, u otoczenia księcia? Czy w przypadku tych ludzi - środowiska dostojnika - ukaranie było słuszne, adekwatne, korzystne? Czy te jednostki korektury wymagały? Po co na przykład małego chłopca czarodziejka przemieniła w filiżankę, zaś jego mamę w imbryk do herbaty? A pewnego służącego w świecznik, a innego w zegar? Dlaczego? Po co? Czemu? Uderzają: impulsywność, nielogiczność, nieracjonalność postępowania czarodziejki. Jakim dysponowała prawem, by tych wszystkich ludzi tak okrutnie osądzić? Ani książę, ani ewentualnie jego otoczenie nie mogli mieć uczciwego procesu sądowego, zapewnionego. Dobra wróżka to nie była żadna. 

  Choć z drugiej strony, przemieniona w różne przedmioty służba książęca mogła wspomagać głównego bohatera w jego niedoli, towarzyszyć mu, wpływać na czyny Bestii, zwalczać u księcia poczucie osamotnienia. Lecz przecież Bestia nie była pępkiem świata przedstawionego. Nie liczyły się wyłącznie, tylko jej potrzeby, czyż to nieprawda?  

  Odpowiedzialność zbiorowa potrafi być niesprawiedliwa oraz nader niesłuszna. W filmie: „Piękna i Bestia” sprawczynią tej odpowiedzialności okazała się nielitościwa czarodziejka. To nie była przebaczająca różne kwestie, wielorakie niegodziwości kobieta. Nie wiadomo, czym się ona kierowała, wymierzając zbiorową karę, karząc nie tylko samego księcia, lecz także i mieszkańców zamku, całą książęcą służbę. Oto taka zbiorowa kara nie była koniecznością. Nie okazała się czymś dobrym i posiadającym resocjalizujące działanie. Bo czy okazywanie bierności wobec potężnego, przytłaczającego niczym olbrzymi głaz zła zasłużyło na tak okrutną - zbiorową - karę? Czasami człowiek nie ma odpowiednich zasobów, możliwości, by zwalczyć zło, by jakiejś zagubionej, nieżyczliwej, pozbawionej miłosierdzia personie intensywnie dopomóc. Czasami brakuje na to nerwów, energii, a także czasu... A mimo że książę - jeszcze w formie ludzkiej, widząc magię, majestat czarodziejki, błagał ją o litość, to wątpliwej jakości sędzina pozostała niewzruszona... Książę nie mógł pozwolić sobie/liczyć na uczciwy proces sądowy. Czarodziejka jak gdyby zadziałała pod wpływem impulsu. Postąpiła niesprawiedliwie, pod wpływem chwili.
























Motyw przemiany w filmie „Nastoletni wilkołak dwa” (1987, reżyseria: Christopher Leitch) - Patryk Daniel Garkowski

 

https://ebookpoint.pl/ksiazki/motyw-przemiany-w-filmie-nastoletni-wilkolak-dwa-1987-rezyseria-christopher-leitch-patryk-daniel-garkowski,s_025z.htm

Motyw zbiorowej odpowiedzialności w filmie: „Piękna i Bestia” (2017, reżyseria: Bill Condon) - Patryk Daniel Garkowski

 

https://ebookpoint.pl/ksiazki/motyw-zbiorowej-odpowiedzialnosci-w-filmie-piekna-i-bestia-2017-rezyseria-bill-condon-patryk-daniel-garkowski,s_025u.htm

niedziela, 19 stycznia 2025

Zastosowanie terapii pedagogicznej wobec dziecka z myślami/dążeniami samobójczymi - na przykładzie Remiego - bohatera filmu „Blisko” (2022, reżyseria: Lukas Dhont) - Patryk Daniel Garkowski

Zastosowanie terapii pedagogicznej wobec dziecka z myślami/dążeniami samobójczymi - na przykładzie Remiego - bohatera filmu „Blisko” (2022, reżyseria: Lukas Dhont) - Patryk Daniel Garkowski

  Wobec dziecka, które ma myśli, dążenia samobójcze, zastosować można terapię pedagogiczną. Nie byłoby to dla specjalisty łatwe, sprawiałoby pewnie pedagogowi szereg trudności. W tejże pracy ja rozważę przykładowe metody i techniki dobroczynnej terapii pedagogicznej wobec takowego dziecka - na przykładzie nastoletniego chłopca Remiego, zatem bohatera filmu „Blisko” (2022, reżyseria: Lukas Dhont). 

  Adekwatna, dostosowana terapia pedagogiczna, wdrożona odpowiednio wcześnie, mogłaby zapobiec samobójstwu Remiego, tak sądzę. Gdyby w momencie pojawienia się problemów, toteż w momencie osłabienia relacji Remiego z Leo, od razu zastosowane by było odpowiednie wsparcie pedagogiczne, to Remi, może, nie położyłby kresu swojej egzystencji. Oprócz zaś terapii pedagogicznej Remi powinien korzystać z usług lekarza psychiatry. Kompleksowe wsparcie byłoby dla owego chłopca konieczne, wskazane.

  Gdy chodzi o cele potencjalnej terapii pedagogicznej dla Remiego, należałoby: wyeliminować u chłopca chęć popełnienia samobójstwa, poprawić jego sytuację psychiczną oraz społeczną, zapewnić mu szczęście, dobry nastrój. Należałoby doprowadzić dzięki terapii do tego, żeby młody człowiek zaakceptował fakt, iż jego przyjaźń z Leo osłabła, sprawić, aby chłopiec Remi nabył umiejętności radzenia sobie z problemami, z odrzuceniem, by nabył umiejętności społeczne, żeby już tak zanadto nie przeżył odrzucenia przez kogoś. Zwalczony powinien być problem stresu u organizmu. Remi nie powinien już aż tak przeżywać swoich problemów. Powinien on nauczyć się radzenia sobie z wewnętrznymi rozterkami. Mógłby on sobie znaleźć przyjaciół nowych.

  Z pewnością dla Remiego należałoby zorganizować odpowiednio długą psychoterapię, w tym: terapię poznawczo-behawioralną (toteż psychoterapeutyczną technikę). 

  Dla Remiego trzeba byłoby rozważyć: treningi radzenia sobie z problemami, treningi kontrolowania emocji, zajęcia socjoterapeutyczne, treningi umiejętności społecznych, zajęcia mające na celu ukształtowanie u chłopca umiejętności organizacji wolnego czasu, muzykoterapię czynną (na przykład z zastosowaniem instrumentu muzycznego klarnetu), muzykoterapię bierną/receptywną (na przykład chodzi tutaj o słuchanie wraz z rodzicami/z mamą koncertów muzyki klasycznej czy chodzenie z koleżankami/rówieśnikami na takie koncerty muzyki poważnej). Można by także rozważyć przeprowadzanie wobec ów potencjalnego podopiecznego: hortikuloterapii, terapii zajęciowej poprzez czynności ogrodnicze, silwoterapii, ludoterapii (terapii zajęciowej poprzez zabawę). Można by tutaj rozważyć terapię poprzez rekreację, choreoterapię, kinezyterapię, terapię poprzez aktywność sportową i ruchową (na przykład jazdę na rowerze, grę w nożną piłkę). Remiemu przydałyby się również treningi snu (z filmu wiadomo, że bardzo on przeżył, zasmucił się, gdy Leo nie chciał już z nim spać w jednym łóżeczku).  

  Prócz tego koniecznie warto byłoby przemyśleć zorganizowanie chłopcu różnych metod i technik arteterapii. Plastykoterapii, biblioterapii i filmoterapii. 

  W ramach oddziaływań dla drogiego nastolatka Remiego, który przecież, jak wiadomo z filmu: „Blisko” popełnił samobójstwo, można byłoby zainicjować kontrakt chłopca z terapeutą, mianowicie kontrakt antysamobójczy - oto potencjalny podopieczny podpisałby specjalny dokument, w którym wcześniej ustalone by zostały prawidłowe sposoby reagowania przez personę podopieczną na trudności osobiste, na rozmaite kłopoty. 

  Co więcej, można by w ramach zajęć z chłopcem (dokładniej z arteterapii) polecić mu wykonanie pudełka na pamiątki (związane z życiem młodego człowieka). Natomiast z już przygotowanego takiego przedmiotu Remi mógłby wyciągać pamiątki i wspominać miłe wydarzenia, dobre chwile ze swojej przeszłości. Zatem we wskazanych technikach wykorzystane by były pewne elementy właściwe dla metodyki terapii reminiscencyjnej. Oto Remi mógłby - dzięki zebranym i ulokowanym w pięknym pudełeczku pamiątkom - przypominać sobie jakieś miłe wydarzenia ze swojego życia, a tym samym nie miałby on tak wielkiej chęci, aby popełnić samobójstwo - tak należy bynajmniej ufnie założyć.  

  Oczywiście są to tylko przykładowe formy wspomagania - słusznie byłoby zastosować wobec Remiego te egzemplifikacje technik terapeutycznych, mianowicie: kontrakt antysamobójczy oraz: przygotowanie pudełka z pamiątkami, zebranie przez chłopca pamiątek, ich wyciąganie z pudełka przez dziecko, wspominanie ich, rozpatrywanie, wraz z odnoszeniem się do miłych wydarzeń z przeszłości, z życia chłopca. Inną jeszcze, przykładową, dobroczynną techniką terapeutyczną okazałoby się bez wątpienia przeglądanie przez Remiego fotograficznego albumu (gdyby oczywiście takowy był w rodzinie pacjenta). A również, w ramach arteterapii, chłopiec rzeczony mógłby wykonywać zdjęcia, na przykład natury. Kontakt z przyrodą mógłby go uspokoić oraz uszczęśliwić.  


Remi bardzo przeżywał, gdy Leo zaczął go odtrącać, osłabiać z Remim relację. Pacjent nie umiał dostosować się, zaadaptować do nowej dla niego sytuacji. Dlatego w ramach oddziaływań z zakresu pedagogicznej, dobroczynnej terapii należałoby doprowadzić do pożądanego stanu u pacjenta, mianowicie aby: Remi prawidłowo reagował na różne swoje kłopoty i żeby on już tak bardzo nie przeżywał. Należałoby zatem obniżyć nadwrażliwość u nastolatka. Oto bardzo przydałyby się Remiemu treningi radzenia sobie z problemami, treningi związane z kontrolowaniem własnych emocji, treningi umiejętności społecznych, wielorakie zajęcia socjoterapeutyczne, jak też zajęcia relaksacyjne i z zakresu ludoterapii - terapii zajęciowej poprzez zabawę. Podczas terapii pedagogicznej można by było wyzwalać śmiech u Remiego, a zatem wykorzystywać elementy tak zwanej hilaroterapii (toteż terapii zajęciowej poprzez śmiech czy rozbawienie). Oto nadwrażliwość oraz brak odporności psychicznej u dziecka opisywanego powinny zostać jak najszybciej zwalczone, gdyż Remi, jako osoba nadwrażliwa i nieumiejąca sobie poradzić z odrzuceniem przez bliską mu osobę, w końcu popełnia samobójstwo. A zatem chłopiec powinien stać się bardziej odporny psychicznie i znacznie mniej wrażliwy. Trzeba by zapewnić mu szczęście/dobrostan. Naturalnie, szczęśliwy Remi nie zdecydowałby się umrzeć.



W ramach adekwatnej, dobroczynnej terapii pedagogicznej można byłoby pomóc kochanemu Remiemu w znalezieniu nowych kolegów/koleżanek, przyjaciół/przyjaciółek. Z takimi personami Remi mógłby się razem bawić, mógłby razem z nimi rozmawiać, po prostu cieszyć się życiem. Mógłby spędzać z nowymi nawiązanymi znajomościami swój wolny czas. Wszakże Leo nie był żadnym pępkiem świata! Świat przedstawiony nie kręcił się wokół niego! Było przecież wokół chłopca Remiego mnóstwo innych osób. A jednak Remi nie zastąpił swojego niedawnego przyjaciela Lea inną znajomością. W tym więc zakresie terapeuta pedagogiczny powinien pomóc Remiemu - w poprawie kontaktów społecznych. Przykładowo, dzięki odpowiedniej terapii pedagogicznej Remi mógłby nauczyć się, jak z innymi rozmawiać, jak nawiązywać z innymi kontakty, mógłby on nauczyć się nadto asertywności. Brakowało mu umiejętności społecznych - takie należałoby u niego możliwie szybko rozwinąć.



Równie wartościowe dla Remiego okazałyby się oddziaływania z zakresu muzykoterapii, zarówno czynnej/aktywnej, jak i receptywnej/biernej. Grając na klarnecie przed publicznością, Remi mógłby poczuć się kimś docenionym i ważnym. Wraz z rodzicami albo wraz ze znajomymi Remi mógłby chodzić na miłe koncerty i słuchać w ich trakcie muzyki klasycznej. Na przykład słuchanie muzyki poważnej przez chłopca w samotności - w domowym zaciszu - mogłoby go uspokoić i wprawić w dobry/znakomity nastrój. Dzięki słuchaniu satysfakcjonującej/ulubionej muzyki chłopiec mógłby nie chcieć doprowadzić do swojej samozagłady. Oto w filmie „Blisko” przedstawiono, że Remi umiał grać na klarnecie, ale przecież nie tylko taki instrument okazywałby się przydatny, adekwatny podczas ewentualnej świadczonej wobec niego muzykoterapii. 


Remi bardzo lubił spać w jednym łóżeczku ze swoim przyjacielem Leo. Kiedy zaś jasnowłosy, tak wielce lubiany przez Remiego chłopiec nie chciał już spać w jednym łóżku z przyjacielem, to Remi bardzo się tym smucił, przejął; nie podobało mu się to potwornie. Kiedy Leo przeszedł z łóżka Remiego na posłanie, to Remi poszedł do Lea i z nim spał. Doprowadziło to zresztą rano do utarczki - oto Leo zdenerwował się, wywiązała się pomiędzy nimi szarpanina, niby bójka. Ostatecznie Remi powrócił do swojego łóżeńka, ale wtedy pogrążył się w smutku, w rozpaczy. Mamy tutaj do czynienia z poważnym problemem. Remiemu niezmiernie przydałyby się więc treningi snu. W ramach leczniczych treningów snu, przeprowadzanych przez specjalistę-pedagoga, Remi powinien nauczyć się spania samotnie. Może dzięki wspomnianym oddziaływaniom lubiłby on spać samemu w łóżeczku, nie czułby żadnego smutku i samotności podczas zasypiania samemu w łóżku? Treningi snu wobec potencjalnego podopiecznego powinny wykształcić u niego dojrzałość, związaną ze spaniem, a także wpływać na pacjenta uspokajająco oraz kojąco. 


Dla Remiego z pewnością przydatne okazałyby się różnorakie, angażujące umysł i ciało zajęcia z plastykoterapii. Gdyby ten młody człowiek miał czym zająć swe ręce, to nie ogarniałby go smutek, nie chciałby on popełnić samobójstwa. Dzięki odpowiednim zajęciom można by zwalczyć u chłopca samotność, problem z intensywnym myśleniem albo i nudę. Zajęcia z plastykoterapii dla młodzieńca mogłyby mieć formę indywidualną.



Bardzo właściwą dla Remiego techniką terapeutyczną stanowiłaby jazda na rowerze. Dzięki transportacji rowerowej można byłoby poprawić jego sytuację psychiczną i społeczną. Mógłby sobie Remi jeździć na rowerku w towarzystwie nowo poznanych znajomych (ze szkoły i nie tylko). Mógłby z nimi odbywać wycieczki rowerowe w czasie wolnym. Także mógłby chłopiec wraz z terapeutą na rowerze jeździć - oni by sobie mogli na rowerach się poruszać, kiedy dziecko miałoby od szkoły wolne. Rowerowe wycieczki to znakomity pomysł. Należy także tutaj pamiętać o prozdrowotnych walorach aktywności fizycznej. Jazda na rowerze korzystnie wpływałaby na sytuację fizyczną pacjenta.



U Remiego występowała nad wyraz intensywna, przerośnięta potrzeba bliskości i wydawać się ona mogła dla otoczenia chłopca nienaturalną, zdeformowaną. Gdy przed szkołą chłopcy - Remi i Leo - leżeli sobie na trawce, to ten pierwszy kładł swoją głowę na ciele Lea. Leo jednak nie chciał, aby Remi na nim leżał. Wszyscy wokoło (rówieśnicy) mogli to przecież zobaczyć. Potem by ktoś mógł się z Lea śmiać, dokuczać mu. A zatem poprzez terapię pedagogiczną należałoby u chłopca Remiego ukształtować właściwe zachowania społeczne, zachowania taktowne, adekwatne, a również i szacunek wobec innych person. Oto Remi mógłby czytać sobie ciekawe książki i wtedy nimi właśnie byłby pochłonięty, zapominając na chwilę o otoczeniu.


Widoczny na zdjęciu Leo znajduje się przed zbiorowiskiem roślinnym. Oto dla drogiego Remiego wielce korzystne mogłoby się okazać ogrodnictwo, rozumiane jako metoda ergoterapii (ergoterapia to terapia zajęciowa poprzez pracę). Dzięki pielęgnowaniu roślin może Remi lepiej by się czuł, zapomniałby on o swoich smutkach, jego nastrój by się, być może, poprawił. W przypadku ogrodnictwa jako terapeutyczne figurowałyby choćby następujące czynności: podlewanie roślinek, sadzenie organizmów roślinnych, pozyskiwanie roślinnych surowców. Remi mógłby uprawiać sobie ogródek, na przykład warzywny, przed domem. A uzyskiwanie plonów w postaci warzyw czy owoców mogłoby dostarczać nastoletniemu chłopcu satysfakcji, zadowolenia. Pewnie nie myślałby o żadnym samobójstwie, roślinki pielęgnując. Wykazywanie troski o rośliny, pielęgnowanie ich absorbowałoby umysł klienta, kończyny górne dziecka. Na domiar, pielęgnacja flory rozproszyłaby problem myślowych natłoków u kochanego Remiego. Oznajmił przecież Remi do Lea, że dużo myśli.

Motyw samobójstwa dziecka w filmie „Blisko” (2022, reżyseria: Lukas Dhont) - Patryk Daniel Garkowski

Motyw samobójstwa dziecka w filmie „Blisko” (2022, reżyseria: Lukas Dhont) - Patryk Daniel Garkowski

  Zakończenie życia poprzez samobójstwo to jeden z wstrząsających rodzajów śmierci. Kiedy dziecko się zabija, słusznie może to wzbudzać smutek u jego otoczenia. W filmie „Blisko” (2022, reżyseria: Lukas Dhont) nastoletni chłopiec - Remi - popełnia samobójstwo. Bohater w młodym wieku zdecydował się położyć kres swojej egzystencji. Ale dlaczego tak młody człowiek zdecydował się na owe działanie? Cóż nim kierowało? W mojej krótkiej pracy spróbuję na te pytania udzielić odpowiedzi. 

  Remi, w czasie trwania akcji filmu, miał bądź trzynaście, bądź dwanaście lat - nie wiadomo dokładnie, w jakim chłopiec był wieku, lecz sądząc po wyglądzie jego twarzy, miał on lat trzynaście. W takim to okresie życiowym młody ten człowiek zdecydował się popełnić samobójstwo. Przytłoczył go kryzys samobójczy, któremu nie potrafił absolutnie sprostać. Kryzys samobójczy rozumieć należy tutaj jako sytuację trudną, lecz nie musi ona wcale prowadzić do próby zgładzenia samego siebie. Albowiem z kryzysu człowiek ma możność się wyzwolić, wyswobodzić. 

  Przyjacielem wykazującego słabość psychiczną Remiego był Leo. Początkowo oni we dwoje świetnie się bawili, miło spędzali wolny czas. Nawet Leo spał z Remim w jednym łóżku. Jakże wielce ci chłopcy byli ze sobą zżyci! Jakaż przyjacielska, głęboka więź ich łączyła! Doprawdy przeurocza. Mocna oraz oparta na fizyczności przyjaźń obydwu chłopców stanowiła czynnik ochronny/protekcyjny - zabezpieczający Remiego przed popełnieniem samobójstwa. Drugim zaś takim czynnikiem okazywała się normalna rodzina, w której obrębie nasz bohater wrażliwy funkcjonował.

  Oto drogi, nastoletni Remi wydawał się szczęśliwy, spędzając beztrosko czas z Leo; uśmiechał się, kiedy pomiędzy nim a jasnowłosym przyjacielem zachodziła styczność. Swą mową niewerbalną Remi pokazywał, jak bardzo Lea lubi. Gdy taka relacja pomiędzy Remim a Leo występowała, to czarnowłosy chłopiec nie chciał popełnić samobójstwa. Wszystko wyglądało kompletnie w porządku... 

  Oto więc chłopcy spali razem w jednym łóżeczku - początkowo Leowi to zupełnie nie przeszkadzało. Pewnego razu przebywający w łóżku Remi wyznał swemu przyjacielowi, że jego głowa wciąż myśli. A zatem Remi dużo myślał (a to czynnik psychologiczny go dotyczący). Był to chłopczyk ogromnie wrażliwy (i to również psychologiczny czynnik wpływający na jednostkę opisywaną). Kotłujące się w głowie dziecka psychiczne procesy nie zostały dokładnie wyjaśnione. Lecz figurowały one jako czynniki ryzyka, gdy chodzi o materie samobójstwa.

  Ja pamiętam doskonale z filmu, jak Remi i Leo siedzieli w klasie, w jednej ławce i jak Leo Remiego przytulił. Innym jeszcze znakiem wielce głębokiej przyjaźni pomiędzy tymi dwiema postaciami były wspólne transportacje na rowerach - na filmie pokazano, jak chłopcy razem, wspólnie pojechali do szkoły. Głęboka, intensywna przyjaźń pomiędzy dwoma młodzieńcami chroniła Remiego przed zdecydowaniem się na samobójstwo. 

  Jednak urocza bliskość pomiędzy tymi dwoma chłopcami stanowiła efemeryczną - ulotną. Szybko się ona skończyła - przez Lea. Odrzucenie Remiego przez Lea, pogorszenie pomiędzy tymi osobnikami relacji doprowadziło do tego, że Remi - nie mogąc tego po prostu znieść - zdecydował się popełnić samobójstwo - w akcie strasznej rozpaczy, desperacji.

  Wszystko popsuło się pomiędzy nimi, kiedy zaczął się rok szkolny, gdy Leo i Remi zaczęli pierwszą klasę. W tym to okresie stosunek Lea do Remiego uległ diametralnej transformacji. Pod wpływem presji grupy, presji otoczenia, rówieśników Leo nie chciał już tak bardzo, tak intensywnie przyjaźnić się z Remim, jak dotychczas. Leo i Remi byli w tej samej klasie, na początku roku trzymali się razem. Lecz szybko ich styczności uległy poważnemu ograniczeniu na skutek postawy konformistycznego Lea. 

  Jakaś dziewczynka spytała Leo, czy on i Remi ze sobą chodzą. Ta sama uczennica zauważyła prócz tego, że wydają się zżyci ci dwaj chłopcy. Leo wówczas odrzekł, że się przyjaźnią. Oto zostało zauważone, że relacja pomiędzy bohaterami stanowi coś więcej niż tylko zwyczajną przyjaźń. Rówieśnicy potrafią być szalenie okrutni i nieżyczliwi wobec inności. Przy Remim i Leo dziewczynka nie wstydziła się zakomunikować swoich spostrzeżeń. Jak wtedy mógł poczuć się Remi? Nie wydawał się jednak szczególnie przejęty słowami organizmu płci żeńskiej.

  Zaś kiedy na trawie Leo i Remi sobie leżeli, to Remi nagle położył głowę na brzuchu Lea. Wówczas zaś jasnowłosy przyjaciel odsunął się od Remiego, bo nie chciał, aby ten na nim leżał. Inni widzieli wszystko. I znowu Remi się położył na ciele przyjaciela - tym razem na plecach Lea. W końcu zrezygnowany Remi położył się z dala od przyjaciela - nie leżał już na nim. 

  Pamiętam, jak przed szkołą dwóch uczniów dokuczyło Leowi i któryś z chłopców nazwał go ciotą. Tak więc rówieśnicy Lea i Remiego przejawiali różne postawy wobec ich prezentowanej więzi. Uzewnętrzniała się ona dla niektórych uczniów placówki jako niemęska oraz niestandardowa, wykraczająca poza akceptowane przez chłopaków ramy. 

  Leo, tak traktowany przez innych, odczuwał smutek, był przygnębiony. Z powodu takiej presji grupy, rówieśników szybko Leo osłabił swą relację z Remim. Nie było już pomiędzy nimi tak, jak jeszcze niedawno... A przecież po szkole Leo mógłby z Remim przyjaźnić się tak samo intensywnie, jak dotychczas (w tajemnicy oczywiście). Ale Leo takiej postawy przyjaznej nie zechciał przyjąć. Wydawał się więc Leo pozbawiony elastyczności zachowania, nierelatywny, kategoryczny, zanadto wąski w swym myśleniu oraz w działaniu. Taka wąska, nieelastyczna postawa młodzieńca sprzeciwiała się logice i racjonalności, zdrowemu rozsądkowi.

  Pewnego razu, gdy obaj (Remi i Leo) spali w jednym łóżku, to Leo przeszedł na posłanie na podłodze, tak aby nie spać w jednym łóżku ze swym przyjacielem. Coś się zmieniło toteż. Lecz okazało się, że Remi przyszedł na posłanie do Lea, aby z nim spać. Wkrótce potem - rano - rozdrażniony Leo zaatakował Remiego, rzucił się na niego, bo ten leżał z nim na posłaniu. Zdenerwował się gość w domu, ponieważ definitywnie pragnął osłabienia relacji z goszczącym go nastolatkiem. Wywiązała się szarpanina, niby bójka. W jej następstwie Remi, zasmucony, wrócił do swojego łóżka. Żal mi go wtedy było wielce.

  Potem do łazienki, gdzie przebywał Remi - biorący prysznic, podeszła mama. Zaniepokoiła się ona faktem, że jej syn zamknął się w łazience. Oznajmiła mama Remiego do Lea, że jej synek zamknął się w pomieszczeniu na klucz. To zatem stanowiło coś mogącego wywołać u mamy chłopczyka pewien niepokój.

  Natomiast podczas wspólnego śniadania z rodziną - z mamą i ojcem, i jeszcze z Leo, Remi był przygnębiony, smutny, on płakał. Na pytanie ojca, dlaczego płacze, oznajmił, że boli go brzuch, lecz w istocie nie to stanowiło przyczynę jego płaczu. Z Leo Remi nie chciał blisko jechać na rowerze, Remi Lea wyprzedzał. Przykro było patrzeć, jak bardzo Remi cierpiał psychicznie z powodu odrzucenia przez Lea, z powodu osłabienia pomiędzy nimi relacji. Nie od razu jednak Remi popełnił samobójstwo. Wydawało się, iż pragnie on dać Leowi jeszcze szansę/szanse... Z drugiej jednakże strony nie stosował wobec Lea gróźb - Remi nie zagroził przyjacielowi, że zabije się, jeśli nie będzie pomiędzy nimi tak jak dawniej/tak a siak... Bez ostrzeżenia Remi popełnił wkrótce samobójstwo. Nie zostawił nawet listu pożegnalnego/samobójczego - jak wiadomo z filmu, mama chłopca szukała takiego dokumentu - po śmierci swego synka.

  Oto Leo dalece ograniczył styczność z Remim, jednak nadal się z nim kontaktował. Nadal Leo chciał się przyjaźnić z Remim, ale według innych, nowych zasad (nie do przyjęcia, nie do zaakceptowania przez ogromnie wrażliwe, zanadto przejmujące się, zbytnio przeżywające dziecko). Oto Leo zaczął grać w hokeja, zaprzyjaźnił się z nowym kolegą, przebywał z rówieśnikami. A od wrażliwego Remiego się wyraźnie odseparowywał, osłabiał z Remim kontakty. Według mego osobistego przekonania, Leo okazywał samolubną, egoistyczną postawę - pragnąc akceptacji przez innych, nie przejmował się bowiem odczuciami i cierpieniami Remiego. Doprawdy, Leo powinien wykazać odpowiednie: wyrozumiałość i łagodność, takt względem swego wrażliwego przyjaciela. Doprawdy, marny był z Lea przyjaciel... Dziwię się szczerze, że Remi tak go uwielbiał...

  Pewnego razu Remi przyszedł, aby zobaczyć, jak Leo gra w hokeja. Lecz Leo nie był tym zachwycony, Leo zapytał Remiego, czemu ten przyszedł. Ewidentnie, niedawna, jakże zażyła relacja pomiędzy nastolatkami uległa poważnemu pogorszeniu, zachwianiu - nie było to jednak winą Remiego, lecz celowo relację pogarszał Leo - mu zależało bowiem na szacunku otoczenia rówieśniczego. Z kolei Remi nie przejmował się opiniami otoczenia. Dlatego Leo, a nie Remi, wydaje się troszkę negatywnym bohaterem w rozpatrywanym filmowym dziele. 

  Remi chciał ponownie zbliżyć się do ulubieńca Lea, odnowić/polepszyć z nim relację, jednak Leo wyraźnie stał się oziębły, oschły dla swego przyjaciela. Odnowy relacji nie pragnął jasnowłosy chłopiec, stanowczo nie. Nie chciał Leo powrócić do wcześniejszej, pierwotnej relacji - do jakże głębokiej przyjaźni z Remim. Leo już nie spał u Remiego. To co dawne, między nimi, kresu dobiegło. Prysło. Nastąpił kres tak wielkiej zażyłości pomiędzy rzeczonymi bohaterami filmu: „Blisko”, w jakim występuje motyw samobójstwa.   

  Pewnego razu Leo - już bez Remiego - pojechał do szkoły na rowerze. Więc Remi przed budynkiem szkoły kolegę zapytał z wyrzutem, dlaczego go nie było, gdzie był, a ten odpowiedział, że zjadł wcześniej śniadanie i wyjechał. Smutny i zdenerwowany Remi stwierdził, że Leo zawsze na niego czekał. Po czym Remi rozpłakał się i zaatakował Lea. Zaraz chłopcy rozdzieleni zostali. 

  Impulsywny Remi zaatakował Lea w geście rozpaczy, przejawił on nader intensywną reakcję. Remi nie mógł się uspokoić po rozdzieleniu, nadal płakał i wyrywał się. Wrażliwa ta postać płci męskiej potrzebowała wtedy intensywnej pomocy, w tym pomocy pedagoga-terapeuty, psychoterapii oraz pomocy lekarza psychiatry. Ale takowej pomocy chłopcu nie udzielono... Nie zauważono pewnych symptomów, świadczących o możliwości popełnienia samobójstwa przez chłopca w bliskiej przyszłości.

  Przed szkołą Leo trzymał się z innymi chłopcami. Z kolei w klasie można było zobaczyć, że Leo nie siedzi już w jednej ławce z Remim, ale ze swoim nowym kolegą siedzi Leo, z którym gra w hokeja. Remi ogromnie cierpiał z powodu odrzucenia, odtrącenia przez Lea. Nie potrafił sobie znaleźć innego ulubieńca, serdecznego przyjaciela/kolegi. Nie potrafił zaadaptować się do nowej sytuacji społecznej, w jakiej go Leo postawił. Proces samobójczy u biednego, choć infantylnego, nastoletniego chłopaka postępował kolosalnie szybko. A ostatnim ogniwem tegoż przykrego procesu okazała się śmierć (kres wszystkiego dla konkretnej persony)...

  Alarmująco nieco wyglądało, jak Remi nie przybył pojechać na szkolną wycieczkę. Choć z drugiej strony mógł z niej zrezygnować, miał przecież takie prawo. Kiedy odczytywano listę obecności w autokarze, to Remiego nie było. Podczas podróży powrotnej - w pojeździe - opiekunowie wycieczki dzięki telefonicznej rozmowie dowiedzieli się o śmierci chłopczyka. Po przyjeździe na teren szkoły wehikułu nakazano, aby dzieci przyszły do sali gimnastycznej, wraz z rodzicami. Tam oto miano poinformować wszystkich o śmierci młodego organizmu. Jednak już w autobusie mama Lea powiedziała synowi, że Remiego już nie ma... Było to dla niej trudne powiedzieć o tym swojemu dziecku. O samobójstwie kogoś nie jest łatwo mówić... Czy też rozmawiać...

  Wkrótce potem w szkole zorganizowano specjalne spotkania dla klasy Remiego. Oto na jednym z nich dzieci mówiły o swoich emocjach, na innym zaś spotkaniu klasowym wspominały młodego samobójcę. A zatem kres egzystencji ucznia wywołał określone reakcje ze strony szkoły. Szkoła musiała stosownie zareagować.

  Działanie samobójcze Remiego nastąpiło w łazience. A widocznym następstwem tego okazały się uszkodzone drzwi do tegoż pomieszczenia. Oto próbowano dziecko ocalić. Wyłamano zamek drzwiowy - a był to znak, że stało się coś dziwnego, niecodziennego w przestrzeni domowej, w jakiej jeszcze chwilę temu normalnie przebywał i funkcjonował żyjący Remi. Nie wiadomo dokładnie, co uczynił chłopiec, ażeby umrzeć. Nie wiadomo, jaką metodę śmierć przynoszącą on zastosował, czy/jakich narzędzi do swego działania suicydalnego on użył. Jednak jego samobójcza próba przyniosła mu unicestwienie. Zatem dokonana przez zdeterminowanego chłopca próba samobójcza cechowała się letalnością. Stanowiła celowe oraz efektywne działanie dziecięce.

  Najbliżsi Remiego próbowali jakoś normalnie funkcjonować po jego śmierci. Lecz oto jego mama i tata w zwyczajnych sytuacjach społecznych pogrążali się nagle w rozpaczy, byli smutni, przeżywali śmierć dziecka, chociaż przed chwilą zachowywali się normalnie przy ludziach, uprzejmie, serdecznie. A więc pojawiały się u nich wybuchy rozpaczy, związane z żałobą po dziecku. Ale to zrozumiałe. Rodzice przeżywają, gdy ich potomstwa kończą swe żywoty. Pojęcie żałoby jest mi dobrze znane. Jestem ja wybitnym znawcą suicydologii oraz pedagogiki terapeutycznej.  

  Leo również próbował normalnie żyć, jakoś normalnie funkcjonować po samobójstwie swego niedawnego przyjaciela. On wykonywał różne aktywności. Życie jego dalej trwało. Wręcz pogrążył się w wirze pracy. Ale cały czas dręczyło go poczucie winy. Leo mniemał, że to przez niego wrażliwy przyjaciel odszedł z tego świata.

  Pod koniec filmu, gdy Leo rozmawiał w samochodzie z mamą zmarłego dziecka, to powiedział jej, że to przez niego Remi umarł, że to jego wina. Leo wyznał mamie Remiego, że przyjaciela odtrącił... I tak było w istocie. Było to przecież prawdą. Oto, gdyby Leo był bardziej dla Remiego wyrozumiały, bardziej łaskawy, gdyby nie emanował wobec przyjaciela taką nową oziębłością, takim nowym chłodem, to wówczas Remi dalej by żył. Nic przecież nie stało na przeszkodzie, ażeby Leo z Remim w ukryciu, w tajemnicy przed rówieśnikami, środowiskiem społecznym nastolatków dalej się głęboko, intensywnie przyjaźnili. Jednak postać nieelastycznego Lea skonstruowana została zerojedynkowo. 

  Obecny w filmie „Blisko” motyw samobójstwa sprawił mi wiele smutku. Nie był ten motyw jednak zbytnio rozbudowany. Szczegółom samobójstwa chłopca nie poświęcono w filmie odpowiednio wiele uwagi. Nie podano na temat samobójstwa dziecka podstawowych informacji, szczegółów. Płakałem na tym filmie. Bardzo smutne było dla mnie, iż kochany Remi położył kres swojej egzystencji krótkiej poprzez akt samobójstwa. Płacz u mnie wywołała gra na klarnecie Remiego oraz muzyka następująca po filmie - podczas emisji końcowych napisów. Film: „Blisko” figuruje jako wzruszający, tak ja uważam. Wzrusza ów film ze względu na obecny w nim właśnie motyw samobójstwa dziecka. Więcej niż raz ten film obejrzałem.

  Tak młody człowiek zakończył swe życie... Owszem, Remi był zbyt wrażliwy. Tak. Cierpiał na jakieś zaburzenia psychiczne - bez wątpienia. Zwykłe odtrącenie przez przyjaciela, jako czynnik psychologiczny/silny stresor, popchnęło go do samozagłady. Jednak ja uważam, że dla Remiego Leo powinien być znacznie bardziej wyrozumiały, Leo nie powinien Remiego tak odtrącić. Gdyby bowiem Leo nie zachowywał się źle, tak szorstko, tak ozięble w stosunku do przyjaciela, to Remi dalej by żył... Czyż to nieprawda? I odtrącenie przyjaciela nastąpiło kolosalnie szybko, a nie małymi kroczkami, tak aby odrzucony mógł się jakkolwiek przyzwyczaić do nowego stanu rzeczy, jakoś zaadaptować. Odtrącenie Remiego przez Lea stanowiło dla tego pierwszego poważny stresor, czynnik wyzwalający dążenie do śmierci (w tak zwanym procesie samobójczym). I nic nie pomogły tutaj czynniki ochronne/chroniące/protekcyjne, takie jak: dobre kontakty z rodziną Remiego - z mamą, tatą, czy stopień zamożności familii drogiego nastolatka. Remi zdecydował się zakończyć swe życie. A to wielce przykre. Ponieważ w filmie nie wdrożono wobec Remiego żadnej pomocy pedagogicznej, psychologicznej czy lekarskiej, to od Lea w zasadzie zależało, czy Remi popełni samobójstwo, czy nie... Dlatego w konstrukcie motywu samobójstwa Remiego postać Lea okazała się tak kolosalnie ważna.

  Analizowanie motywu samobójstwa w filmowym dziele, w jakimś dowolnym, aczkolwiek adekwatnym tekście kultury potrafi wywołać u badacza smutek, wzruszenie, jak i przygnębienie... Motyw samobójstwa dziecka stanowi w odbiorze potwornie trudny.