niedziela, 9 marca 2025

Cyryl i Dionizos - Patryk Daniel Garkowski

Cyryl i Dionizos - Patryk Daniel Garkowski


Cyryl był właścicielem wielkiej i rozległej winnicy.


Jego wino było przewyborne.


Wspaniałe, 

wręcz doskonałe,

nad wyraz smaczne. 


Cyryl się bardzo tym winem chwalił 

wokoło,

wszędzie.


Człowiek ów mniemał, że jego wino przewyższa nawet 

ambrozję 

albo trunki boga Dionizosa... 


Przechwałki dotarły do uszu boga winnej latorośli...


Otyłe bóstwo 

przyczłapało 

do 

Cyryla, 


zataczając 

się

bardzo,


głośno 

bekając


oraz

stękając

po 

drodze. 


Cyryl jednakowoż nie przestraszył się 

otyłego, 

upojonego alkoholem,

brzuchatego

boga.


Na swej jeszcze młodej 

twarzy 

śmiertelnik ukazywał 

butność,

niebywałą arogancję.


Lecz zarazem Cyryl 

był grzeczny 

i uprzejmy 

dla boga winnej latorośli.


Jasne było, 

że

musiało

dojść

pomiędzy nimi

do 

dżentelmeńskiej

konfrontacji...


Pomiędzy tymi dwojga do pojedynku doszło.

Dionizos - Cyryl  

- dwaj mężczyźni - 

w szranki stanęli.


Kogóż wino okaże się lepsze?


Zaraz to miało się ustalić...

Rozstrzygnąć zupełnie.


Rozpoczął się pojedynek dorosłych, zdawałoby się, dżentelmenów.

Zdawałoby się - pojedynek towarzyski...


Oto osobiście przyniósł Cyryl najlepsze swe wino,

przyniósł bogu płyn w ozdobnym kielichu.

Długo to ciemne wino było robione.

Od razu wychłeptał je bóg Dionizos.

Bez mrugnięcia okiem.


Wychłeptał ów ciemne wino jak pies spragniony,

jak pies zawszony, a także bezdomny.

Do ostatniej wręcz kropli,

kropelki,

kropeleczki.


Bóg naczynie wylizał wirującym językiem,

świdrującym,

poszukującym

wszędzie

ostatnich

kropelek.

 

Po czym bóg stwierdził, że wino 

jest 

całkiem dobre...

choć

mogłoby

być

dalece

lepsze...


Gospodarza Cyryla bóg troszkę pochwalił.

Po ramieniu poklepał.

Pochwalił też jego rozległe latyfundium.


I oto przyszła pora na boga...


Dionizos

swe 

wino

po prostu

wyczarował -


toteż wysikał


z niczego,


bekając głośno.


Już to mogło zapowiadać istną katastrofę...


„Pij, pij, pij, mój kochany!” - rubasznie oznajmił Dionizos obleśny.


(Z jego penisa nadal wyciekały obrzydliwej cieczy ostatnie kropelki.)


Więc Cyryl wypił 

ów żółtą 

ciecz 

przybyłą

odmętów,

z

dna 

kloacznego

obrzydliwego, 

zwiędniętego 

boskiego

prącia.


(Kielich użyty został Cyryla do picia.)


Na twarzy mężczyzny pojawił się grymas obrzydzenia:


„Okropne szczyny” - oznajmił do boga - zgodnie ze stanem faktycznym.


Zdenerwował się wielce Dionizos.

Z gniewu aż na twarzy spurpurowiał 

niczym 

przedojrzała,

śmierdząca rozkładem,

nabrzmiała

śliwka.


Jakże śmie ów nędzny śmiertelnik

obrażać samego boga!!!


Urażony Dionizos przemienił Cyryla w winorośl,

na szkodniki zupełnie nieodporną...


Zaś latyfundium Cyryla upadło.


Opuścili je chłopięcy niewolnicy,

ubijający

winogrona

niezmiernie 

spoconymi,

bosymi 

stopami...


Wybiegli

wolni

niczym

fruwające,

owocożerne

ptaki.