niedziela, 9 marca 2025

Eubul i Artemida - Patryk Daniel Garkowski

Eubul i Artemida - Patryk Daniel Garkowski


Szesnastoletni Eubul sprawnie polował w lesie.


Lecz również przechwalał się on niezmiernie.


Oznajmiał ludziom, 

nad wyraz 

chętnie,

iż on 

jest

najlepszym

myśliwym

na 

świecie.


Że mu nikt w łowiectwie 

dorównać

nie jest 

możności.


Przed ludźmi bardzo się chełpił ów mężczyzna młody.


Korzenie jego dumy 

ryły głęboko 

jak żarłoczne, 

wygłodniałe 

dziki

w społecznej 

przestrzeni.


Twierdził, że przewyższa w swym myśliwskim (morderczym) kunszcie

nawet

Artemidę -

łowów

boginię,

pozbawioną

empatii,

polującą

dziewicę.


Ów bóstwo napotkał

pewnego razu,

gdy był 

sam 

w lesie.


Oto przybyła Artemida 

do prastarej 

kniei.


Zapuściła

się

tutaj 

ogromnie

niechętnie...


„Ach, mój kochany, jestem tą, którą tak silnie, mocno obrażałeś,

jestem Artemida. 

Znieważyłeś mój: 

boski, 

nieskończony, 

myśliwski,

sakralny

majestat. 


Słyszałam ja doskonale, 

jak się chełpisz, 

przechwalasz,

żeś 

niby 

to 

lepszy 

ode mnie... 


Aż uszy od tego 

mi 

więdły

jak

leśne,

zszarzałe,

umierające

grzyby.


Przekonam się zatem ogromnie 

chętnie,

czy jesteś

aż tak

wybitnym,

wielkim

myśliwym,


lepszym

ode 

mnie...


Jeśli zwyciężysz,

czeka cię nagroda!


Ach, mój kochany,

naprawdę

słodka... 


A więc co ty na to,

mój cudny, 

przystojny

Eubulu,

abyśmy stanęli do zawodów?

w szranki przyjazne, towarzyskie? 


Niechaj zatem ta jednostka 

myśląca,

rozumna 

wygra,

zwycięży,

która pierwsza

upoluje

głupiego

jelenia.”


Eubul się zgodził na tę złożoną propozycję. 

Przystał na nią natychmiast.


Jak zresztą mógłby odmówić bogini,  

polującej 

i dumnej, 

boskiej,

wyniosłej 

dziewicy?

takiej przeboskiej matronie?


Już ze swym solidnym łukiem w mrok lasu wkroczył.


Do myśliwskiej pracy się zabrał 

niezwłocznie,

natychmiast.


Zgodnie z zasadami 

myśliwskiej 

sztuki 

młodzieniec

wytrwale

pracował.


A w głowie zaś myślał,

jak nieprzygotowana

do łowów

jest 

Artemida...


Artemida 

stała 

po prostu

jak 

kołek...


Nie ruszała 

się

ona

zupełnie,

ogóle...


Ani na moment.


Polować na zwierzęta nie umiała 

widocznie.


Stała

i stała

godzinami,

bezmyślnie

jak

soli

wysoki,

bez słodyczy,

nadęty

słup.


Nie miała żadnego łuku ze sobą,

nie miała żadnego oszczepu, 

żadnej, żadnej myśliwskiej broni.

Nie miała na faunę mądrych pułapek.

Nic myśliwskiego bogini nie miała...


Za to miała na sobie:

falbankową sukieneczkę,

śliczną bransoletkę,

piękny naszyjniczek,

także

wygodne 

sandałki.


Zatem

prezencja

owej 

damy

nie wskazywała 

zupełnie,

ażeby

kiedykolwiek

myślistwem

się

ona

parała...


Po długim czasie 

Eubul 

powrócił.

Niósł ten mężczyzna

dumnie 

jelenia.


„O, piękna bogini, 

wygrałem, 

mam 

zdobycz.

Ty

zechciej

spojrzeć

na 

mego

zwierza...


Czy teraz otrzymam ów tajemniczą, słodką nagrodę?”


„Tak, mój kochany chłopcze, otrzymasz ty nagrodę.”


Wówczas Artemida zamieniła młodzieńca

pełzającego,

maleńkiego

robaczka -

w

niepozorną

dżdżownicę.


A następnie

go

ona

swym

sandałkiem

rozdeptała

na 

wilgotną,

mięsistą

miazgę.